Jejuuu, jak Ten Jasiu gra… Kto kiedykolwiek odwiedził tę naszą Wioskę Rybacką Za Sopotem, a nie spędził nocy w objęciach skrzypek Johnny’ego Rogera, niewiele wie o urokliwości tego miasta. Nie można przejść obok tych magicznych dźwięków, nie zatrzymawszy się choć na moment przy wyjętych z tawerny oknach... A jak już się zatrzymawszy, to nie sposób nie wejść do środka i nie przycupnąć na „Jedno Małe”, żeby nie tak o suchym pysku... [Tak, w ten oto sposób Harpie Barowe zbijają fortunę na piwie u turystów i u miejscowych zresztą też…] Jasiu ma czarowne skrzypki, co i nam wyżeraczom szantowym [czy Wiedźmy widzą, co ja o sobie piszę???!!!] serce w jakiś inny wymiar przenoszą, duszę wodą morską zasalają i szczerzyć się każą jeden do drugiego, czy on z Arki, czy z Arki może przypadkiem jednak ;) Tak nas właśnie jakimś tam ostatnim wieczorem na spacerze smyczkiem Johnny za nos znowu wodził… zwodził… aż zwiódł, i na jedno małe namówił, i przysiąść się w dodatku do Osamotnionego Młodego Żeglarza kazał, bo oczywista, nigdzie już wolnego stolika się nie ostało…
I tak śpiewnie było… i skrzypkowo, i nawet CoPoNiektórym przyszło dowoływać bzdury jakieś, że seksu to się im wcale nie chce… [Choć to już całkiem nie za sprawą smyczka… A może i smyczka właśnie, ale Niejasiowego zgoła…;)], a Osamotniony Młody Żeglarz rzewnej chyba duszy dostał i słowotoku jakiegoś, bo zaczął:
- Excuse me… [i tak, wtedy odkryłyśmy, czemu tak beztrosko na nasze pytania o wolne miejsca głową w różne strony kiwał ;)]
Okazało się, że Osamotniony Młody Żeglarz przychylnymi wiatrami przygnał się z Danii, gdzie regacił się, mimo ukończenia fizyki [WTF?] na jakiejś tam mądrej anglojęzycznej uczelni… i w tak ogóle, to miało go nie być ani w tej tawernie [co go do niej Jasiu tym smyczkiem swoim jako i nas za nos…] ani nawet w tej Wiosce Rybackiej Za Sopotem... W swoim domu londyńskim miał właśnie piwo pić, bo tu na moment tylko łódkę odstawić przypłynął, z racji jakichś tam żeglarskich festynów, jarmarków czy wyścigów za dni parę…
- I jadę na to lotnisko w Gdańsku… - opowiada Osamotniony Młody Żeglarz [Tak, Nieczytelniku Poliglotyczny, w wolnym tłumaczeniu, co by pisownią pogańskiego języka się nie kompromitować ;)] zmęczony, szczęśliwy, że się na swoim łóżku w końcu położę… I kiedy się te drzwi lotniskowe rozsuwają, dociera do mnie myśl brutalna, myśl druzgocąca, myśl pt. „Ty Kretynie! Ty Debilu Niemożebny! Paszport w szufladzie hotelowej, a tak bestialsko duńskiej zostawiłeś!” Zostało mi albo wracać 12 godzin po paszport, albo poczekać tu, aż doślą Duńczycy dobrzy a prędcy....
Tak… Drogi Nieczytelniku… Niby Młody Prężny Rozum, niby Fizyk, niby z Importu, ba Brytyjczyk nawet, a tak cudnie głupi… całkiem jak ja! ;) Ktoś mi ostatnio powiedział, że branie wszystkiego do siebie świadczy o egotyzmie... Pewnie miał rację, ale świadomość, że dezorganizacja, wszędobylski chaos, roztrzepanie i sklerotyczna natura tak międzynarodowy charakter mają, jakoś tam mnie uspokoiła, usprawiedliwiając fakt, że się trzy razy po klucze potrafię do domu wrócić… Poza tym, Osamotniony Młody Żeglarz narzekać na swe dziury pamięciowe zdaje się tak bardzo znowu nie mógł, skoro ta Długonoga Blondyna tak łapczywie się mu przyglądała, kiedyśmy swoje wiedźmowe żagle do domu zwijały… Tak, tak… miasto z morza i marzeń w końcu… ;)
A za Osamotnionego [choć może już nie ;)] Młodego Żeglarza kciuki trzymamy, co by pagajów na łódkę nie zapomniał zapakować i cumy zdjąć przy starcie :)