zdarza się czasem, że jakiś temat nachalnie mnie prześladuje, łazi za mną, wpycha się w kieszeń, na ekran, na monitory, włazi z książką pod poduszkę… czai się z tyłu podstępnie dopóki się nie odwrócę i z nim nie pogadam… przyszedł czas chyba na obejrzenie się za siebie dziś, bo zaczynam się obawiać, że ten przyjdzie mi zaraz znaleźć mglistym porankiem we własnym łóżku…
obejrzałyśmy ostatnio Sex Story… hmm film jak film, uroczy w prostocie, zabawny momentami, a bukiet marchwi i Bloody Sunday rozbrajające… jak na prawdziwą komedię romantyczną przystało oboje śliczni [ i tak, znów stwierdziłyśmy, że szczerze nienawidzimy Natalie Portman i że obie chcemy nią być natychmiast, i bynajmniej nie dlatego, że Ashton Kutcher podawał jej do łóżka zupę Nbolącąmacicę] na ekranie oczywiście wygrała miłość i w ogóle było tak, jak nigdy nie jest naprawdę… ale nie o tym, nie o tym…
chodzi o samo założenie takiej relacji/związku [??? – czy można spotkania na sam seks nazwać związkiem?], które między tych dwojgiem jest proste a i genialne w swej prostocie – wystarczy sms, telefon i on jedzie do niej, ona do niego czy tam oboje jadą gdzie bądź, żeby uprawić dziki, namiętny, obłąkańczy, czyli fantastyczny zupełnie seks. bez zobowiązań, bez czułych słówek [tu do czasu rzecz jasna]… jeden z moich ulubionych filmów zaczyna się od tego, że kobieta co środę przychodzi do mężczyzny, żeby w całkowitym milczeniu się z nim kochać [można mówić kochać w takiej sytuacji? pieprzyć byłoby lepsze?] hmm…
dziś wpadł mi w oko artykuł [tak, na WP i tak, zdarza mi się czytać co innego, czasem nawet książki] o fuck buddies... zaczęłam szperać po necisku i okazało się, że to żadne nowum [tak, ja zawsze jestem grubo do tyłu za światem]. ba, znalazłam nawet 13 prostych kanadyjskich zasad, wg których taka relacja powinna się odbywać, żeby była happy ever after: żadnych rozmów, że miałaś zły dzień, żadnego zostawania na noc, wspólnych kanapek na śniadanie, dzielenia przeżyć, zapadania się w bycie z… ot, czysta umowa, żeby nie powiedzieć transakcja miedzy dwojgiem ludzi spragnionych seksu, realizowania fantazji a nietęskniących za bliskością drugiego człowieka… wydawałoby się może nieco chłodne, jednak bez zbędnych płakań w poduszkę, rozczarowań, zasmarkanych listów, odchodzeń, niepowrotów… zamiast tego prosta radość ciał, przygoda, fascynacja… piękna idea, ale czy taka spółka jest w ogóle możliwa?
hmm…sama nie mogę powiedzieć, żebym każdą ze swoich upojnych nocy spędziła w ramionach Miłości pisanej przez duże czy też małe m…[zresztą, czy może być w ogóle pisana przez małe?] ale do zaistnienia tej upojności doprowadzała jednak jakaś fajna bliskość, nabudowana przegadanymi godzinami, poznawaniem siebie, odkrywaniem, ciekawością odległych czasem światów… i kurde, w końcu też zdarzyło się wspólne śniadanie. a i tak w ostatecznym, najmojszym rozrachunku nijak się to ma do tej zmysłowości, co to dopełnieniem jest tego prostego chcenia bycia z kimś ponad wszystko… a tutaj? bliskość 0, fascynacja 100%? dziwne? nie wiem, jakieś takie hmm fantsmagoryczne?
słyszałam co prawda kilka razy od zranionych kobiet „żadnych więcej uczuć, tylko czysty seks” i idąc tym tropem, gdyby przeszperać u "specjalistów" [czyt. trenerów uwodzenia – ale o tym obiecuję innym razem, bo sama muszę się najpierw otrząsnąć, z tego, co udało mi się przy okazji fuck buddy odkryć] to dowiadujemy się, że:
„Z mojego doświadczenia wynika że najlepsze kobiety do tego typu związku są te po tzw. „Ciężkich związkach”, czyli były z facetami zaborczymi, zazdrosnymi, nie dający im nawet odrobiny swobody. Po takich przejściach, możliwe że sama zaproponuje Ci taki układ.”
taki układ jednak bywa podobno nazywany anoreksją seksualną… szereg zdarzeń nakłada się na takie potrzeby… u kobiet poharatanie jakieś emocjonalne, trudność wchodzenia w relacje, u mężczyzn dominacja seksualności… nie silę się na psychologiczne analizy, bo przecież istnieją ludzie, którzy po prostu lubią nieksrępowany seks. zastanawiam się nad długodystansowością takiego układu… nad końcem, nad zerwaniem, odejściem... [rozwiązaniem umowy???] według reguł trzeba go bowiem kategorycznie uciąć, kiedy jedno z dwojga zaplątanych, traci grunt pod nogami i zapada się uczuciowo w związek dyktowany przecież tylko pożądaniem… i tak, to sie wydaje uczciwe... a że to najczęściej kobiety ten grunt tracą… [tak, w filmach to zupełnie inna bajka…] to już czysta sprawa chemii…
oksytocyna uwalniana podczas stosunku, Drogie Nieczytelniczki, w wybuchowym miksie z estrogenami tworzy bowiem swoisty dekokt budujący w Kobiecie potrzebę bliskości i poczucie przywiązania…i tu pat, bo wychodzi na to, że im więcej nieskrępowanego seksu, tym większa chęć przynależności... a Mężczyzna? w końcu podczas orgazmu też mu się trochę tej oksytocyny dostaje… Mężczyzna otóż przy spotkaniu z tym hormonem zwykle robi się senny... tak czy śmak nam z lekka Gospodarka Hormonalna pokpiła sprawę, ale przecież żadnej Ameryki spod kołdry tu nie odkrywam...
cóż czynić? po raz kolejny wytknąć Matce Naturze jęzor! ;)
PS i tak, zdaję sobie sprawę ze sporych uproszczeń
PS i tak, zdaję sobie sprawę ze sporych uproszczeń
hmm ... sex dla sexu ktos juz nawet biznes z tego zrobil - burdel to sie nazywa ;)
OdpowiedzUsuńbogowie sa jednak złośliwi że takimi nas stworzyli, chociaż w koncu Zeus ostrzegał nie zrywajcie jabłek z zakazanego drzewa - a teraz może nam co najwyżej powiedziec a nie mówiłem - chciałaś babo seksu to cierp
tzw. "fuck buddy" miała nawet Carrie Bradshaw z Sex and the City, więc temat chyba powielany w wielu filmach... a w życiu, hmmm w życiu też czasami się sprawdza, pisze czasami bo bywa tak, że jedna ze stron zaczyna "czuć" i wcale nie mam tu na myśli tylko kobiet, bo i Panom zdarza się popłynąć ... to jedno, a drugie?? bywa i tak, że też nasz "przyjaciel erotyczny" (taka polską nazwę usłyszałam kiedyś), zwyczajnie zaczyna nas (albo my go, albo oboje na wzajem)nudzić ... wtedy nie trzeba rozwiązywać umowy, wtedy tak normalnie przestaje się dzwonić, smsować i układ umiera śmiercią naturalną ...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkrólewno grzanko, wierz mi, że można uczucia od sexu oddzielić, fakt fascynacja fizyczna być musi, bo to wtedy nie działa, ale emocje, miłość i takie tam, można pominąć ;) i nie nazywajmy od razu chęci sexu dla sexu burdelem, dlaczego tylko mężczyźni mogą się sexić bez takiego nazewnictwa, a kobiety to zaraz te złe?? są w życiu przyjemności różne, jedni lubią ciastka, drudzy sex a jeżeli dwoje ludzi wchodzi w taki układ, to wierz mi, burdelem tego nazwać nie można! Może to i z lekka niemoralne, ale tak naprawdę co dziś moralnością nazwać można? Ważne, żeby samej z sobą czuć się dobrze ;)
OdpowiedzUsuńjeju, a czemu to ja nie pomyślałam o Sex and the City? zdolność kojarzenia kury! przepraszam.
OdpowiedzUsuńa co do erotycznego przyjaciela [fuck friend jak mniemam], to właśnie okazuje się, co mnie najbardziej zdziwiło, że jest rozróżnienie między taką relacją a fuck buddy, gdzie rozmowy, które nie są umawianiem się na seks bywają postrzegane jako wręcz niestosowne.
i moralność jakkolwiek rozumiana nie ma tu nic do rzeczy, absolutnie nie oceniam, napotykam zjawisko [jak zwykle zresztą spóźniona] i tak sobie rozmyślam :)
"erotyczny przyjaciel" to z Och Karol (tej starej pierwszej części), a mi się wydawało, że oba określenia dotyczą tego samego, bo zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku, chodzi o to samo, a uczestnicy, tak jakby wiedzą o sobie nic i rzadko kiedy rozmawiają na jakiekolwiek tematy niezwiązane z ich spotkaniem (no w końcu trzeba ustalić gdzie i kiedy ;) ) no ale ja się aż tak nie znam ;)
OdpowiedzUsuńJa jak zwykle chyba jestem konserwa i do tego mega niedoswiadczona w temacie i jakos tak sobie dywagujac w wyobrazni chyba bym w duecie z "erotycznym przyjacielem" wystąpic nie mogla bo jak raz pozwolilam sobie na odrobine niezobowiazujacego szalenstwa to konsekwencje ponosze do dzis... No coz ale ze jestem jeszcze mloda ;) i z natury zdecydowanie lubie eksperymenty to wszystko jeszcze mam przed soba :D
OdpowiedzUsuńee ja nie powiedzialam ze sie nie da oddzielić tylko że ktoś już na tym biznes zrobil ;) jesli da sie na cym zrobic biznes to znaczy ze cos takiego istnieje ;)
OdpowiedzUsuńco do sexu w nowym miescie to w wydaniu samanthy to juz raczej o sex fitnesie mozna mowic a nie o jakims sex buddy
wielkim miescie
OdpowiedzUsuń