czwartek, 18 sierpnia 2011

"łomot za nieprzynależność"???

-Na kawę? A z kim Ty o tak nieludzkiej dla ludu pracującego porze idziesz na kawę?
- Jak to z kim? Z Przybylską i Baką.
- Co? Tyś już do reszty zdurniała? – spojrzała na okładkę Twojego Stylu, którą wymachiwałam jej po drugiej stronie ulicy – Więc sama idziesz? Do knajpy? Ale wiocha!!
- Sama jesteś wiocha! - uśmiechnęłam się do swojej zachwili pachnącej mi świeżo mielonymi ziarnami…

taką to uroczą videorozmowę przeprowadziłyśmy na głównej ulicy mojego miasta dziś w samo południe. videorozmowę w 3D [a moze w 4D nawet?], bo Wiedźma stała w swoim biurowym oknie, odgrywając panienkę z okienka, ja zaś na chodniku poniżej…a żeby krzykiem nie wystraszyć biednych i tak już pokrzywdzonych pogodą turystów, dialog prowadziłyśmy kulturalnie, z telefonów skwapliwie korzystając. tak to się ma dziś współczesna, prawie lesbijska wersja Romeo i Julii. z tym, że Romeo po scenie balkonowej nie miał przed sobą przepysznie kuszącej latte w uroczym Cynamonie… i Julia nie krzyczała do niego, że Wiocha!

zastanowiła mnie ta wiocha…czy singlom nie wolno/ nie wypada chodzić do knajpy? singlom „na dłuższą metę” i singlom chwilowym, jakim ja byłam w tym momencie? zresztą, co za różnica chwilowy - niechwilowy, człowiek sam jeden przy stole, to sam jeden przy stole, nie ma co doszukiwać się głębszej ideologii. mnie zdarza się łazić samej po knajpach, zdarza mi się zjadać samej obiad i wypijać do tego kieliszek wina. nigdy nie pomyślałam, że to dziwne, nigdy nie sądziłam, że może to być odbierane hmm no właśnie, jak? żałośnie? tak, chyba żałośnie. można zatem pójść samemu na spacer, można na kogoś w kawiarni czekać, można wstąpić na kawę w ramach  odpoczynku od spaceru matczynego, jednak obowiązkowo z wózkiem, ale kiedy sama kobieta wchodzi do knajpy, nikt się do niej z menu nie rzuca [bo i po co? skoro pewnie i tak zaraz ktoś dołączy] dziwne to obyczaje. usłyszałam niedawno od Niezwykłej Zupełnie Kobiety, że nie lubi siadać sama przy publicznym stoliku, pokleiłam to z moją ostatnią wizytą w Pizzy Hut i chyba już wiem, dlaczego… widać samotnie wypić kawę, to już całkiem zakrawa o grzech…
a ja uwielbiam smakować te chwile wyjęte spod prawideł czasu... jakby w mechanizmie tego wielkiego, pędzącego zegara zrobiła się nagle dziura i pozwoliła przez nieuwagę trybikom niedbale rozsypać się po kawiarnianym stole… mam swój ulubiony, cynamonowy stolik, wybieram fotel naprzeciw okna, gdzie swobodnie mogę bawić się w podglądacza mijającego mnie świata, gdzie dostrzegę mężczyznę w szortach w haftowane, błękitne niezapominajki i smutno ciężki krok Kobiety z czarną torebką, gdzie fajny kelner ukradkiem zerka na niebotycznie długie nogi przechodzącej dziewczyny… jest ruch, mgnienie, stawanie się światów i tęsknot tak bardzo mi obcych. ta rozmaitość pozwala zapomnieć o sobie i po prostu celebrować chwile, zanurzając usta w kawie i przerywając nimi misternie ułożoną na piance pajęczynę z syropu czekoladowego… hmm szczerze? nie wyobrażam, odmówić sobie tych uroczysk, tylko dlatego, że ktoś inny nie wyobraża sobie, że można po prostu błogostanić się samotnością…
tym sposobem w filiżance zrobiło sie pusto, a mi z braku kartek przyszło zapisać całe zdjęcie pięknej Anny P., ale chyba nie będzie miała nic przeciwko, zresztą i tak wygląda lepiej niż pewien Debiutujący Pisarz, którego fotografia kiedyś w prezencie otrzymała atletyczne wąsy…
ale za karę, że nie noszę klawiatury ze sobą, przyjdzie mi to wieczorem przepisywać… a potem… a potem patriotycznie zasiądę i obejrzę mecz, a jak!


PS [prawie na temat] no i mecz obejrzałam. [przecież bycie kibicką zobowiązuje!] w zasadzie tylko posłuchać chciałam, zamknąć oczy, może zdrzemnąć się chwilę, w końcu i tak krzyczą, kiedy gol, więc w newralgicznym momencie obudzą człowieka uczynnie… a że mi ostatnio kabelki w głowie coś dziwnie nie chcą stykać, to i drzemka na przewodzenie zbawiennie wpłynąć może… ale gdzie tam się dało posłuchać?! kurka wodna, lepiej jakby komentatorzy pokrzykiwali „żółci”, „czerwoni”, toć z samych nazwisk poza Wilkiem, Małeckim [co to na niego teraz już wszyscy młodzi chłopcy strzyc się będą – bo oby nie na Gościa z koszulki] i może jeszcze kimś, kto się do piłki spektakularnie jakoś nie dopchał, nijak się wykumać nie dało, czy to nasi czy to nie nasi strzelają… nie wiadomo zatem było- kląć siarczyście czy się cieszyć? jeju ja nacjonalistą nie jestem, ale gdzie 100% polskiej piłki w piłce polskiej?
z rozpędu chyba już przełączyłam na jedynkę. a tam… nazwiska jakieś bardziej osłuchane a i trener przystojniejszy… [uff, w całym tym zamieszaniu zapału kibica, wreszcie jakiś ludzki odruch ;)] i ja nie wiem? im ładniejszy stadion, tym częściej padają gole? ktoś jeszcze zauważył tę prawidłowość?

8 komentarzy:

  1. i ja mecz oglądałam ale jakoś bez specjalnej euforii bo przecież to Wisła a Wisła twój wróg. A gola i tak przegapiła - Boże w naszej doskonałości dlaczego nie dałeś nam większego pęcherza ?

    OdpowiedzUsuń
  2. a co za różnica Wisła czy Niewisła? Polska [czy tam prawie Polska] gra do jasnej ciasnej!

    OdpowiedzUsuń
  3. kochana moja Wisła to Wisła -Arki wróg. Drużyny klubowe to nie druzyna narodowa :) nasi grają w klubach zagranicznych czy to znaczy że trzeba jakiemuś menczester junajtek kibicowac?

    Wisła: Sergei Pareiko - Marko Jovanović, Kew Jaliens, Osman Chavez, Junior Diaz - Patryk Małecki (90' Andraż Kirm), Radosław Sobolewski, Gervasio Nunez, Maor Melikson, Ivica Iliev (68' Cezary Wilk) - Cwetan Genkow. ilu tu jest polaków ?:P

    Prawie Polska robi dużą różnice ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lech, Areczka, Cracovia !!! :))))))))) popieram królewno grzanko, popieram ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tutaj trochę jednak do wątku przewodniego wrócić chciałam, choć prawie kibicem zagranicznych rozgrywek wczorajszych z paluchami w oczach i trzema czerwonymi tez byłam... Bo co to za różnica czy z sofy w salonie, czy z sypialni z telefonem, a w nim najmniej profesjonalny, nad wyraz błyskotliwy, a co najważniejsze twardo przy swoim zdaniu stojący komentator sportowy, jakiego znam. Otóż, czy owa dyskusja ulicznie-telefoniczna przebiegała tak dosłownie, pewności nie mam, powiedziałabym nawet, ze wielu slow nie pamiętam, z racji wieku pewnie, ale... tutaj chodzi tylko o to, ze z człowiekiem twarzą w twarz, okiem w oko, słowem w słowo lepiej smakuje, ba, smakuje. PS Pamiętaj, M...i to psychopata, wspomnisz mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to nie wolno? Jak to wiocha? Normalnie czuje sie urazona. Najfajniejsze chwile i wspomnienia z UK to moje sobotnie przedpoludnia spedzone na tym samym fotelu z kawa w moim ukochanym Starbucksie i aktualnie czytana ksiazka. Ahhh to byly piekne dni...

    OdpowiedzUsuń
  7. Bacteryjka... no jak kto lubi. Wiocha to jakiś błędny wniosek pestki... Trochę rozumiem dlaczego błędny... byś widziała jak przystnojny ciastuś wlepiał w nią swe oczęta... Też bym myśli poplątała :) Nie funiaj się :) A już żem ostatnia do zabraniania ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Messi może i być sobie psychopatą, ja mu tam w kartotekę policyjną czy psychiatryczną nie zaglądam, ale gole strzela? strzela! odpimpać się zate proponuję ;) a "Wiocha" była w dodatku z "ale", słyszałam bez omamów!

    OdpowiedzUsuń