Mamo! Mamo! popatrz! – niechętnie otworzyłam oczy rano, przyznaję. przez dłuższą chwilę też przyglądałam się z niedowierzaniem stojącej nade mną Trzylatce [nie, żebym nie rozpoznawała Dziecka Własnego] obraz, jakim mi się owo Trzyletnie Niebieskookie Dziewczę namalowało wczoraj, napawał jednak zdumieniem nie lada, delikatnym niepokojem nawet powiedziałabym…pukle swoje blond bowiem trzymała jako kłębowisko jakie w prawej dłoni... [tak, odcięte totalnie] prezentując urokliwy, krótko a dokładnie, choć z lekka jednak nieporadnie ostrzyżony jeden bok swojej pomysłowej główki…[z dwojga złego w końcu lepiej swojej niż mojej, prawda?] hmm teraz mam półsyna, pomyślałam prawostronnie syn, lewostronnie córka, niech będzie tak… skąd wzięła nożyczki? pojęcia nie mam. cieszyłam się, że postanowiła zabawić się we fryzjera, a nie chirurga… zresztą, asymetria podobno modna jest w tym sezonie…
że macierzyństwo to nie do końca czysty interes dotarło do mnie, kiedy moja Urokliwość Kilkumiesięczna [jeszcze wtedy] obfajdała się po pachy. i to, że się obfajdała, nie zdziwiło mnie bardzo [nawet to, że po pachy]. trudno liczyć, że dopiero kilkumiesięczne dziecko fajdać zaczyna [tak, Drodzy Przyszli Rodzice, nawet po pachy – nie do wiary, ile Maluteńki Stwór może zrobić kupy, Kupy przez duże K – i tak, uprasza się Wrażliwych Nieczytelników o niejedzenie teraz śniadania, czy czegotamkolwiekbądź – dygresje znów dygresje!]. żeby konieczności kąpania Całego Smroda pozbawić się wówczas, na przewijaku Szkraba Niemobilnego acz Ruchliwego ułożywszy, poczęłam garderobę Jej o czystości wiele pozostawiającej do życzenia [choć pojęcie czyste przy dzieciach mocno się rozszerza] zmieniać. ekwilibrystyka że ho! precyzja zegarmistrzowska, skupienie sapera i…! brawo, obfajdane body zdjąć się udało bez uszczerbku na ciele [i moim, i Jej]! teraz ino umyć pupsko, zapakować w czyste „Czyste!” i mission accomplished! krok dzielił mnie zatem od śniadania upragnionego, co mi jajecznicowo stygło na stoliku w pokoju…[tak, tak, młoda matka je kiedy jej się uda, nie kiedy chce] i w tymże momencie Dziecię Moje Słodkie nogą machnęło tak, że przewijak minimalnie przechylił się i całość lanego [oczywiście dla dodania pikanterii dokładnie w tej chwili] moczu podmyła wszystko, czego udało mi się nie rozmazać wcześniej po plecach, unosząc falą nieprzebraną aż do włosów… przebiegło mi przez głowę, żeby ją tak zostawić i do jajecznicy wrócić, ale to przeklęte poczucie obowiązku…
brak śniadania matczynego musiał się jednak na mojej Córci poważnie odbić, bo sprawa jajecznicy wypłynęła znacznie później raz jeszcze…
… „aaAAAhaaAAA… to stąd tak capiszczyło wtedy… [trzy dni próbowaliśmy zlokalizować źródło zapachu o jakości mocno wątpliwej, a intensywności wprost odwrotnej] wysychały to capiły zalotnie, wyschły, to im się capić znudziło, uspokajając nasze skołatane nerwy. ale jak te jajka przedostały się tutaj? i w całej swojej wzniosłej matczynej wyrozumiałości [!!!] stanął mi przed oczami obraz, jak to Urocza Pociecha Nasza z wykradzionych chyłkiem 9 [!!!] jajek w świeżo posprzątanym pokoju, między swoją taczką, lokomotywą a stołem jajecznicę [ chyba dla odrobienia strat moich wcześniejszych] przyrządzała…[oczywiście, że na 5 minut przed przyjściem Gości]. podłoga i blat stołu zdradziły próby jajeczne od razu, bagażnik lokomotywy [nie pytaj Drogi Nieczytelniku] wydawał się dla Szefa Tej Kuchni rozwiązaniem logicznym, ale że do środka stolika też naleciało, odkryłam dopiero tydzień temu, kiedy szukałam jakichś papierzysk starych i otworzyłam szufladę w nim wmontowaną, szufladę, co jej nikt od lat już nie otwiera, ba, co by się wydawało, że otworzyć jej już wcale się nie da…
bo że komputer [znów nie wiem, jakim cudem z najwyższej półki przechwycony] trzeba było rozkręcać, kiedy z laptopowej klawiatury stok narciarski dla KinderJajowego Pieska postanowiła uczynić, wysypując na nią cały cukier z cukiernicy, to już wiedzieliśmy od razu…
i kiedyśmy to rozsiadły się wiedźmowo w okolicach placu zabaw ostatnio, gdzie wszak chmara berbeci, dzika radość, dziki płacz, kontuzje, upadłe gałki lodów, wielkie tragedie, wrzaski oraz dwie wyjątkowo jaskrawe, ba cekiniarsko-jaskrawe czapki, żeby w tym tłumie móc wyhaczyć te życiowo nam przypisane Głowy… kiedy jaskrawość owa okazała się zupełnie niepotrzebną…bo co jakiś czas jedno nasze Berbeciowe Przynależne przybiegało z krzykiem, że piasek za drobny, że za grudowaty, że drabinki za kolorowe, za niskie, za wysokie, za drewniane, że Tamten Tamten popchnął, że Tamten Tamten przeprosił, że pić, że nie pić, że niedzień i że wszystko do dupy…[tak, miałyśmy nawet chwilowy, niemal doskonały plan, żeby nawiać, ale od kiedy nasze dzieci podstępnie nauczyły się wołać Mamo!, sprawa ucieczki nieco się skomplikowała]…
kiedy padło „Mogło mi się trafić dziecko z funkcją wysyłania smsów po znajomych? Mogło. Ale nie, trafiło mi się dziecko z funkcją jęczenia”…
wtedy przypomniały mi się: ta jajecznica, czy też Jajeczne Pobojowisko i Cukrowe Góry Śnieżne, i szereg ścian popisanych, ba, z farby obskubanych, i ręce, i nogi markerem pomalowane, o których tu przecież nawet wspominać nie warto… i nie, nie jest to kampania pod tytułem „Sam więc rozumiesz, że prezerwatywy są fajne”, bo ja to Dziecię szczerze uwielbiam [mimo, że przez sporą część czasu, odkąd się znamy, powstrzymuję odruch wystawienia Jej na allegro] ale w całej swojej Matczynej Obiektywności wiem jedną, no może dwie rzeczy. Mój Smrod na pewno nie ma funkcji MUTE, za to posiada szczodrze rozwiniętą funkcję ARMAGEDON…
z pamietnika matki 5-latka ; " godzina 5 minut 30 kiedy pobudka zagrała - otóż wcale nie zagrała co najwyżej wpadła z okrzykiem - prosze mamusiu daj mi pic , natuchmiast czego sie lenisz!!! natychmiast !!!! - i tyle by było z wychowania kurczaka na panne z dobrego domu.
OdpowiedzUsuńja nie miałam tyle szcześcia mi alien obciął moje własne włosy a to dopiero początek był w dalszej kolejnosci potrafil zamknać wszystkie drogi wejściowe będąc sam w domu kiedy to niczego nieswiadoma rodzicielka siedziała tarasie (dzięki bogom za Olgierda który na 1 piętro wskoczyć potafi a i oknem wślizgnąć sie umie) i pomyśleć że mi rodzice wciąz wypominali zniszczenie plastikowej kolejki otrzymanej od ciotki. ( co z tego że kolejna unicestwiona została rzutem o sciane na oczach ofiarodawcy:)
Ja opowiesci takowych nie posiadam bo i cudownosci stanu MATKA jeszcze nie doswiadczylam ale za to z pamietnika 30latki moge dodac, ze kiedy ja 5 letnim dziewczeciem bylam i mialam okazje spozywac w niedzielny poranek ten cud natury zwany guma do zucia i juz naukowcem bedac postanowilam sprawdzic empirycznie jak to pieknie ta biala ciagnaca sie masa wplecie sie w brode bujna Ojca mego, a i owszem pieknie sie wpasowalo lecz Tatko nieco inne zdanie mial na ten temat, a i Mama z odsiecza ruszyla ale nie drodzy moi z jakimis nozycami (bo to dla mieczakow) lecz wlasnorecznie depilacje gumy wraz z fragmentem zarostu Rodziciela usunela i historia pewnie zostala by zapomniana gdyby nie fakt ze Ojciec juz nigdy pelnego zarostu nie odzyskal i z ubytkiem wydepilowanym trwale owa guma do dnia dzisiejszego chodzic musi...
OdpowiedzUsuń