no i stało się. ubrałyśmy się odświętnie, ja w dekolt [a jak!], moja Siostrulka w całkiem niedekolt [no trudno] i poszłyśmy. przed drzwiami tego w nazwie z francuska brzmiącego hipermarketu budowlanego już poczułyśmy się mocno nieswojo. gdybyśmy miały w planie kafel wybierać albo fugę do kafla owego [co to swego czasu 3 razy zdążyli się sprzedawcy zmienić, bo nijak dźwignąć nie mogli, że tylko my różnicę w odcieniu jaśminu i podejrzanie brzmiącego ecru widzimy, a poza tym, ileż do cholery można się zastanawiać biały czy biały??!!] weszłybyśmy dziarsko, czując, że świat ów do nas też należy…
ale nie miałyśmy wybierać kafla ani fugi nawet. miałyśmy wybierać Wyrzynarkę. komu przy zdrowych zmysłach, w środku roku u diabła, potrzebna jest wyrzynarka??? otóż mojemu Ojcu własnemu. zażyczył na imieniny i nijak tłumaczenia, że może koszula (7 od Świąt - nie licząc Świąt rzecz jasna), blezerek (3 w tym roku) konieczniejszy, ładniejszy, praktyczniejszy i w ogóle generalnie –ejszy… uparł się Tato mój Bezwzględny i jego to upór pod drzwi tego właśnie hipermarketu, a nie przyjemnej galerii handlowej nas zaprowadził.
weszłyśmy, rozglądając się niepewnie… szczerze? pojęcia nie mając, jak owa tajemnicza Wyrzynarka wyglądać może… wstyd pytać, czasu brak, by szukać, bo przecież latte w Coffee Heaven czeka i stygnie i zapachem w nosie kręci, że aż…!
po przebłąkaniu się posklepowym, tu i tam szukaniu, łakomstwo własne wygrało i przyjąwszy skruszoną minę Blondynki Totalnej [tak, ciągle zgodnie z hasłem, że tylko okularnik może drugiemu okularnikowi dosrać], do sprzedawcy udałyśmy się, w kieszeń chowając dumę, godność kobiecą i wszystko to, czego zranieniem, awantury o nic i Fochy przez duże F Kobieta przed Mężczyzną tłumaczyć próbuje.
Sprzedawca, wysoki, młody a nieprzystojny uśmiechnął się z lekkim politowaniem na hasło, że niby „nie wiemy, gdzie znaleźć”, wskazał półkę i już [być może pamiętny fugi wybierania] obróciwszy się na pięcie, chciał czmychnąć między śrubiaste regały, kiedy to Siostrulka moja w całej swojej niebieskookości „ a którą by Pan polecił?” spytała. słowo daję, że dzielny był, nawet powieki drgnieniem nie dał po sobie poznać, że właśnie jego kawa śniadaniowa nóg dostaje i przez głowę mu przelatuje, oddalając się na widok dwóch tęskniących za rozumem, poradą i nade wszystko za uświadomieniem, czym owa Wyrzynarka jest, twarzy… nie byłyśmy tęskniące za uświadamianiem [za rozumem mogło się zdarzyć]. całe szczęście okazałyśmy się też niełaknące zgłębiania tajników noży, nożyków i czego tam jeszcze, pomne ciągle owej latte, co nas w odległej o 23 km knajpce spienionym mlekiem kusiła… wszystko szło sprawnie, kwota nie wydawała się wygórowana, Pan wydawał się mówić rozsądnie [choć, powiedzmy sobie szczerze, gdyby mówił pierdoły z fachową miną, też byśmy łyknęły] aż do czasu, gdy Siostrula moja jeden defekt w owej pięknej przecież, upragnionej przez Tatę mojego Wyrzynarce odkryła…
„a w innym kolorze Pan nie ma?”- spytała, a Sprzedawca w całym swoim profesjonalizmie zbladł, oniemiał i wymamrotać jedynie zdołał, że firma ta tylko w tych odcieniach narzędzia produkuje [niestety oczywiście]. Siostrul mój z niemałą rezygnacją w głosie tłumaczyć zaczęła, że przecież gdyby Pan miał do wyboru ciąć coś różową [rozwiewam wątpliwości, różowa ona nie była, ba, róż wydaje się sporym ryzykiem w firmie narzędziowej] wyrzynarką, a dajmy na to oliwkową, to przecież jasnym jest, że nie byłoby to bez znaczenia… Sprzedawca podrapał się w głowę, ciągle blady, ciągle oniemiały i poprosił, żeby moment zaczekać. wrócił po niespełna kwadransie [i tak, przyznam, że podejrzewałyśmy go niecnie o pełną dezercję], umęczony lekko, w pomiętym firmowym polo, z pręgą kurzu wzdłuż kręgosłupa, taszcząc pudło, z którego wyjął śliczną, oliwkowozieloną Wyrzynarkę, Wyrzynareczkę chciałoby się rzec, ba- Majstersztyk Koloru, Cudo wśród okołopółkowych Wyrzynarek. „została ostatnia w magazynie” - uśmiechnął się, tym razem z nieukrywanym zadowoleniem. pojęcia nie mamy, jaka to firma, czy tnie to, tamto, siamto czy owamto, ale Tato jest zachwycony. my również, zwłaszcza, że przy rozpakowaniu i podłączeniu prezentu do prądu okazało się, że działa! [czego to oczywiście przeszczęśliwe i dumne z siebie nad wyraz, z myślą o zasłużonej nagrodzie w wielkim parującym kubku, zapomniałyśmy sprawdzić...]
„a w innym kolorze Pan nie ma?”- spytała, a Sprzedawca w całym swoim profesjonalizmie zbladł, oniemiał i wymamrotać jedynie zdołał, że firma ta tylko w tych odcieniach narzędzia produkuje [niestety oczywiście]. Siostrul mój z niemałą rezygnacją w głosie tłumaczyć zaczęła, że przecież gdyby Pan miał do wyboru ciąć coś różową [rozwiewam wątpliwości, różowa ona nie była, ba, róż wydaje się sporym ryzykiem w firmie narzędziowej] wyrzynarką, a dajmy na to oliwkową, to przecież jasnym jest, że nie byłoby to bez znaczenia… Sprzedawca podrapał się w głowę, ciągle blady, ciągle oniemiały i poprosił, żeby moment zaczekać. wrócił po niespełna kwadransie [i tak, przyznam, że podejrzewałyśmy go niecnie o pełną dezercję], umęczony lekko, w pomiętym firmowym polo, z pręgą kurzu wzdłuż kręgosłupa, taszcząc pudło, z którego wyjął śliczną, oliwkowozieloną Wyrzynarkę, Wyrzynareczkę chciałoby się rzec, ba- Majstersztyk Koloru, Cudo wśród okołopółkowych Wyrzynarek. „została ostatnia w magazynie” - uśmiechnął się, tym razem z nieukrywanym zadowoleniem. pojęcia nie mamy, jaka to firma, czy tnie to, tamto, siamto czy owamto, ale Tato jest zachwycony. my również, zwłaszcza, że przy rozpakowaniu i podłączeniu prezentu do prądu okazało się, że działa! [czego to oczywiście przeszczęśliwe i dumne z siebie nad wyraz, z myślą o zasłużonej nagrodzie w wielkim parującym kubku, zapomniałyśmy sprawdzić...]
strach pomyśleć, czego Tacie jeszcze w narzędziowniku brakuje, bo drabinę, grabie i coś, czego nazwy za nic w świecie sobie nie przypomnę, mamy już za sobą…
PS dla usprawiedliwienia dodam, że wspomniana kilka postów wcześniej Załoga Męska, udawszy się po zapas mleka do kawy na rejs, kupiła…
…10 litrów kefiru… [i tak, śmiem twierdzić, że nie zapytali sprzedawcy…;)]
…10 litrów kefiru… [i tak, śmiem twierdzić, że nie zapytali sprzedawcy…;)]
z podobnych ... pewnego razu, nie wiedząc czemu zgodziłam się potowarzysz koledze przy zakupie Młota Udarowego (w życiu nie słyszałam o czymś takim) i uwierzcie mi kobiety, my szybciej potrafimy buty zakupić ;) Cztery godziny wyjęte z życiorysu, że już nie wspomnę o wszystkich marketach budowlanych, jakie tego dnia odwiedziliśmy (nie wiedziałam, że jest ich aż tyle!!) i co najśmieszniejsze w tym wszystkim, kolega NIE zakupił owego narzędzia, ale ja po tych "paru chwilach" wiem już o nim wszystko ;)
OdpowiedzUsuńtekstu o szynce na stół koleżanki Siostruni i tak owy kolor wyrzynarki nie pobije :)
OdpowiedzUsuń