Nie, żebym śledziła piłkę nożną.
Umówmy się, kibic ze mnie raczej żaden, w najwyższym stopniu półżaden. Prawda,
ucieszyło mnie, że chłopaki wprost od fryzjerów na murawę wypadłszy, z Irlandią
wygrały, z Niemcami zremisowały. Zuchy. Brawo Oni! Choć nie, tym razem to nie
ta reprezentacja. Odpisuję więc na zaczepne smsy optymistycznych przyjaciół i Siostruli
mojej podczas meczów, potwierdzam, że oglądam (bo co mi tam), że śledzę (bo
przecież śledzę, jak już pokrzykują, że coś się dzieje), ale żebym w jakiś
zachwyt od razu wpadać miała to nie powiem. Ale…
No właśnie baba to sobie zawsze
jakieś „ale” znajdzie… Ale wynik 1:1 Islandii z Portugalią, czy tam raczej w
moim przypadku Islandii (jeszcze no name) z tym nadętym Ronaldo Na Falę Żelu Czesanym,
to mnie już naprawdę rozradował. I takem wkręciła swoje oko i ucho w relacje
około meczowe tego wydarzenia, że nawet Islandczyk mi śmignął piękny na jakimś
zdjęciu. Potężny, brodaty, tatuażami obsypany… Istne cudo z Reykjaviku! No
teraz, Drogi Nieczytelniku, odpuścić już nie było jak. Meczową rozpiskę sprawdziłam,
numer koszulki zapamiętałam. Będzie dla kogo mecze oglądać, myślę sobie, jak już
w naszej drużynie same takie Wytrefione Piękne biegają. Jadąc autem jednym z
Armagedonicą Własną, co to teraz na etapie zbioru wszystkich kart do kupy z
naklejkami jest, wymienia się tylko na „te błyszczące” i ewidencję wszystkich
drużyn prowadzi, pytam grzecznie: „Ej, a sprawdźże mi, dziecię moje, kto tam
mamusi Twojej niedoścignionej z numerem 17 w islandzkiej drużynie czas i
wrażenia estetyczne umila.” Szukało to moje dziecię zapalczywie, szukało… No i
wyciągnęło…. kartę z jakimś rudawym kurczakiem nieopierzonym, zamachało mi
przed oczami (na czerwonym świetle dzięki Bogu) i rzekło, że to Aron Jakiśtamsson.
Mówię więc do niej grzecznie, żeby mi tu kitu nie wciskała, bo to, co mamusia
na ekranie telewizora widziała, to zupełnie inaczej się miało. Armagedonica
kwaśną minę zrobiła, obrażając się solennie, bo przecież ona wie, jak się pisze
„17”! i odpowiedziała tylko „To sobie wygooglaj.”, chowając klaser i inne
gadżety do tornistra. O dalszym sprawdzaniu mowy nie było.
Wygooglała więc matka jej uparta.
A co jej tam?! I wiesz co, Nieczytelniku Biało-Czerwony, zgadza się… Aron.
Nieopierzony przeważnie. Ale co tu się dziwić, skoro rocznik ’89. Rany… i jak
tu piłkę oglądać, skoro coraz młodszych do tych meczy zatrudniają. Już chyba
tylko dla trenerów… Adam Nawałka, rocznik ’57…