hmm… minęła północ. dziwny to był dzień, dzień odchodzeń, powrotów i zjawień… może objawień nawet. zaczynań i chciałoby się rzec zakończeń, choć tych drugich wcale nie.
czasem mam wrażenie, że jestem mistrzem niedokończonych historii… urywań z ciągiem dalszym, ucieczek powrotnych, ślepych ulic, z których zawsze prowadzi jakaś wąska zarosła ścieżyna. nie pamiętam zakończeń książek, sama nie umiem ich pisać, nie potrafię zamykać rozdziałów zarówno opowiadań jak i życia. jakiś mądry człowiek powiedział, że po każdym dniu należy postawić kropkę, aby następny móc umieć zacząć na nowo. u mnie te kropki to jednak wielokropki częściej, co śmiało pozwala wyskakiwać trupom [i nie chodzi bynajmniej o grupy teatralne] z szafy. wracają stare myśli, wracają dawni kochankowie, którym nie wiedzieć czemu nijak zatrzasnąć drzwi tej szafy przed nosem… nagle dziwnym trafem wielokropek zamiast wykrzyknika zaprowadza na wesele byłego mężczyzny albo o zgrozo ciągle nie do końca jednak byłej miłości… to całkiem masochistycznie nadgryza duszę, bo jak mawia Ktośtam, co z kolei powiedział mi zgoła Ktoś inny „nie można zrobić laski wszystkim na raz” [moje najszczersze chęci odkrycia autora tej złotej myśli skończyły się na znalezieniu filmów pokazowych pt. Jak dobrze zrobić loda, zawieszam zatem poszukiwania na czas nieokreślony] miało jednak być nostalgicznie…
bywają mijania, których wcale nie chcemy, bywają ludzie jak znaki, które wskazawszy drogę, przepadają w życiowej plątaninie wyborów… to jak bratnie dusze (idąc za pewną rudą niezwykle literacką dziewczynką) zagubione Gdzieśtam, odnalezione na chwilę... mam takich kilka, całkiem niewiele. palce u lewej dłoni [tak, rozwiewam wątpliwości - u prawej mam tyleż samo] nagle w tym rozrachunku wydają się zawrotną liczbą. ludzie, z którymi równie dobrze jest milczeć jak mówić, a może nawet milczy się lepiej, bo na ten sam temat, a bez zbędnych drgań powietrza… o których wie się tak niewiele, a jednak jakby wszystko…
dziś, na jedno chwil mgnienie odzyskałam swoje wspólne milczenie. tak, to był dobry dzień.
dziś, na jedno chwil mgnienie odzyskałam swoje wspólne milczenie. tak, to był dobry dzień.
jeśli Nieczytelniku [bo kto przecież czyta blogi?] zgubiłeś swoją bratnią duszę, spójrz w niebo i wypij jej zdrowie dziś. romantycznie, ckliwie i nie do zniesienia irracjonalnie wierzę, że będzie to tym wiedzieć…
dobranoc
dobranoc
mijania których nie chcemy jakos można przeżyć gorzej z powrotami nie na nasze życzenie - bolą bardziej
OdpowiedzUsuńA co jeśli nie można sie ani minąc ani powrócić i to bez wzgledu za koncerty życzeń
OdpowiedzUsuńtrzeba isc dalej i sie nie ogladac za siebie ot co
OdpowiedzUsuń