ależ dawno mnie tu nie było… nie wiem, czy potrafię jeszcze w klaczowe klawisze trafić… no i nie złożyłam Ci, Nieczytelniku Jajcowy życzeń, co może i karygodne z mojej strony, ale to były święta bez komputera, a co z a tym idzie bez klaczy… i widzisz? sama jestem zdziwiona, ale oddychać się da, palce niepogryzione do kości, kawa pita spokojnie bez delirium tremens… za to sen wyznaczany wspólnym oddechem, chrapiliwym dość mocno, przyznaję [hmm, i tak sobie myślę, że jeśli Mężczyzna Mój Domowy liczył na to, że po operacji rozcinania czegoś tam w centrum gardła, brakiem chrapania kochankę jakąś zwabi, to zmarnowane to szwy i bóle…] tak czy śmak, i chrapliwość znajoma odgonić natrętne mary senne potrafi… a może to zmęczenie zwykłe… po sprzątaniu. przedświątecznym i owszem też, ale i po malowaniu jajek… zrobiliśmy bowiem wielkopiątkowy konkurs na najładniejsze koszykowe jajko, pomysł okazał się trafiony, acz niebezpieczny... Armagedonica stwierdziła, że ładnie malowane jajka są nudne i otworzyła własną kategorię spod znaku „Kto zdoła nałożyć najwięcej farby na cm kwadratowy skorupki?”, czego jest bezkonkurencyjną Mistrzynią nie tylko w domu, ale na Pomorzu na pewno. fakt, miewała problemy z trafieniem pędzlem w jajo, które bezczelnie przeturliwało się z jednej strony na drugą [a przecież Młoda Dama nie będzie brudziła sobie palców], ale to okazało się dopiero, kiedy owe palce poszły spać, a my znajdowaliśmy ciapki brunatnoniewiadomojakiego koloru [tak, self project by Armagedonica] wszędzie, nie wyłączając najbardziej oddalonej od salonu kuchni. a słowo daję Nieczytelniku Wysprzątany, że nie ruszała się od stołu ani na krok… Magia jaka czy co…?
a potem było obżarstwo i obżarstwo, i rodzina, i rodzina, i Obcy [czyt. Teście Wszelacy] patrzyli na nasze roześmiane gęby podejrzliwie… czadowe były to święta. a potem nawet dowiedziałam się, dlaczego Bliscy i Najbliższe naśmiewały się z mojego pudru [co się swego czasu brokatu nawąchał], że czyni ze mnie Edwarda Szablozębnego… hehe fajny film z tego Zmierzchu, o oglądacza dba. można spokojnie po wino do kuchni pójść, kanapkę przy okazji trachnąć, WC obskoczyć i pauzy przy tym na ekranie nie robić… fabuła przeskakuje jak bohaterowie między drzewami i ani się obejrzeć, a już napisy końcowe lecą… ba, a po trzeciej lampce wina, to i Pattison mniej paskudny się wydaje…
hmm a na koniec świętowań wrócił mi się Przyjaciel z lat dawnych. to niebywałe, jak bliski kiedyś człowiek, po rozmaitych ścieżkach dreptając, zdawkowym skinieniem głowy próbuje na nasz widok odpowiedzieć… hmm a może czarowność dusz jakoś tam splecionych polega na tym, żeby to skinienie od zwykłego rozróżnić? żeby wiedzieć, że to: „u mnie wszystko ok”, różni się od tamtego: „u mnie ok wszystko”… ciekawe… kiedyś myślałam, że kiedy ktoś wraca się do nas, kiedy mu źle, znaczy, że jest obojętnym dziadem, który egoistycznie wyjada nam nasze dobre chwile. dziś przyszło mi do głowy, że wraca się tam, gdzie zawsze było bezpiecznie, bezburznie, oddechliwie… może to właśnie rozróżnia miłość od przyjaźni? przyjaźń nie potrzebuje być na pierwszym miejscu, siedzi sobie w kątku i wychyla głowę, kiedy jest potrzebna… bezinteresownie, bez przepychania łokciami… hmm może dlatego do przyjaciela można wracać… nieważne, jak długo nie było się w pobliżu? bezzazdrośnie? z wciąż odczuwalną bliskością przeżyć… hmm może przyjaciel oddala się tylko kawałkiem duszy? bez rozdarć, zawiedzonych nadziei, poczucia oszukania? może reszta tej oswojonej na zawsze duszy zostaje w nas? hmm…
zawezmę Tymbark, co tajemniczy jeszcze przede mną moje hasło na dziś… pójdę, porozwiewam sobie włosy nadmorsko i pokrzyczę w przestrzeń… idzie wiosna… :)
PS zamiast życzeń,czyli przedświąteczna scenka rodzajowa po świętach:między staruszkami, staruszek w uroczym popielatym prochowcu, w kaszkiecie w drobną kratkę, z laseczką u nogi, przeciepłym głosem wybiera chleb, który pokroi jutro na wielkanocne śniadanie… sprzedawczynie dwie, w wieku dojrzałym dość, by móc ofuknąć niecierpliwych klientów, podają z uśmiechem i razowy, i mazurka i ciasteczka w kształcie króliczków… staruszek, mrugając błyszczącym okiem, na odchodnym pokrzykuje:
- Wszystkiego dobrego i wesołej zabawy z jajami!na co ekspedientki nie pozostają dłużne:
- Będziemy bujać je całe święta!staruszki zniecierpliwione cmokają w zdegustowaniu… ech :)
to chyba jednak nie tak że przyjazn odchodzi i przychodzi bezszelestnie, bez urazy i czeka w kącie, w przyjazni boli tak samo jak ktoś znika tyle że łatwiej jest schować dumę do kieszeni niż w miłości
OdpowiedzUsuńzgadzam się z królewną
OdpowiedzUsuńPrzyjaźń i Miłość to dwie siostry … bliźniaczki. Rodzą się w podobnych okolicznościach, dorastają i dojrzewają. Przemierzają bardzo podobne ścieżki odczuwania,… dając z siebie wiele i potrafiąc w bardzo ciepły sposób odwzajemniać to wszystko, co podarowane im zostało w szczerości i zaufaniu. Podobieństwo ich jest na tyle subtelne , że ciężko czasami rozróżnić która jest którą w danym czasie, miejscu i sumie okoliczności. Podobnie się uśmiechają i często patrzą w jedną wspólną stronę. To troszkę tak , jakby idąc w parze trzymały się mocno za dłonie… Ale gdy dojdą tak razem na rozstaje czucia- i Miłość przybiera charakter bardziej fizyczny - zaczyna się odzwierciedlać i zawierać także w dotyku; Przyjaźń natomiast trzyma się bardziej myślowo-duchowej ścieżki… jest coś , co mimo tego, że nie jest im dane razem dalej podróżować, zawsze będzie świadczyło o ich wspólnej siostrzanej charakterystyce… Gdy zostaną skrzywdzone słowem , czynem, niepamięcią, obojętnością lub drwiną… cierpią w taki sam sposób i tak samo je ciężko uleczyć.
OdpowiedzUsuń