poniedziałek, 31 grudnia 2012

od psiego do siego...!

Popsułam się. Jakiś trybik nie zatrybil, zębatka się wyszczerbiła albo część szarych komórek ukradkiem zdezerterowała, kiedy beztrosko nie zakorkowałam na noc prawego ucha. Zgubiło mi się moje na świat patrzenie. Mózg się rozregulował, być może bezpowrotnie, a jeszcze Piotr Baron puścił dziś w Trójce Smokie "Living next door to Alice" [gwóźdź trumienny, rana kłuta w sam środek serca]. Jednym słowem szkoda gadać. I choć program remontowy brygady przyjaciół zakrojony został na naprawdę szeroką skalą (ot choćby oferowanie połowy poduszki własnej) to, co tu dużo kombinować, trąbą pozostaję absolutną. W takim rozsypaniu to nawet życzenia świateczne z dupy brzmią. Stąd, jak widzisz w trosce o Ciebie, Cierpliwy Nieczytelniku, moje milczenie uparte...
Ale że dziś Nowe Idzie (co w najlepszym wypadku skończy się tym, że zagubiona fajerwerka urwie mi łeb, w najgorszym zmieni się tyle, że na tablicy pisać będę "13" zamiast "12" w dacie (szał)... W przypływie więc tego noworocznego optymizmu i ciągłym zdumieniu, że poza wiedźmami ktoś tu ciągle jeszcze zagląda, przewrotnie dość, zamiast życzyć Ci, Nieczytelniku Wytrwały tych dupereli, których życzyć Ci będą wszyskie zapamiętane przez Twój telefon numery, a i te, które niezapamiętane, mają Ciebie w pamięci... zamiast i tych rzeczy ważnych, które ślą Ci naprawdę bliscy... zapukam cicho w ten nieszklany monitor i zapytam: Kim jesteś? Skędy przywiewa Cię w te wytarte kąty? I co Ci się marzy po 24 dziś? [Zostawiam dziś tu miejsce dla Ciebie...]
 
 
PS A może i wiosna idzie, skoro chłopaki z ciepłych krajów brykę już zaparkowali??
 
 

piątek, 14 grudnia 2012

stoi na stacji lokomotywa..., czyli z kolejowych zdumień wyjątek


Listopad to niekochana kobieta jednak. Nikt nie lubi listopada. Blogi gnuśnieją, zalewają się rozpaćkanym śniegiem, a wszystkie dobre historie babrzą się po uszy w pluchowatości listopadowego świata. Ale listopad ma swoją niezaprzeczalną zaletę. Mija.

Mamy zatem grudzień, mróz  i trochę śniegu nawet. Armagedonica każdego świtu robi awantury o rajstopy pod spodniami, Klaczolot z racji powolnego zamarzania pod blokiem uskutecznia histerie pt. „dziś Ci nie zapalę”, „a dziś nie otworzysz drzwi”, „a dziś może i je otworzysz, ale za to nie zamkniesz na pewno”! [Weź tu prowadź auto, Nieczytleniku Zmotoryzowany, jak Ci się to lewe, to prawe drzwi na oścież raz po raz na zakrętach otwierają…]. No i Julia się skończyła. Uwieeeelbiam zatem zimę. Dziś zwłaszcza.

Ale nie o tym być miało. Grudzień bowiem do spółki z listopadem wywieźli rodzicieli moich do sanatorium w górach [a pewnie, że pora to najpiękniejsza, żeby między basenami, masażami i borowiną śmierdzącą widoki górskie podziwiać]. I że wywieźli to ślicznie, i że wrócili mi ich to jeszcze lepiej, ale  to, z jakimiż nowinami rodziciele moi z południa wrócili…to, to już całkiem doskonale.

Zaczęło się już przy kupnie biletu w stronę południową. Jechałeś kiedyś, Nieczytelnku Podróżniczy, kuszetkami?  Na leżąco  przemierzałeś może kraj nasz uroczy? Sześć osób w przedziale, daj Boże i jaki Przystojniak Współpasażer na środkowej leżance Ci się trafił, może mężczyzna własny, gorzej jak Otyła Królowa nad łożu powyżej…  Cóż… Fortuna, Los, Fatum… Aby więc ograniczyć  przypadki podstępne do minimum i obłędnych wrażeń na starość uniknąć, rodziciele moi sypialny przedział wykupić postanowili. Trzy osoby mniej, namiastka łazienki… czegóż chcieć więcej? Hmm… Może podróży wspólnej tylko? Pani Okienkowa bowiem bilety wypisała, skasowała, ileż należało i mamie mojej przepustkę do sypialni kolejowych podała. Dwóch różnych jednak. Tato do męskiej części pociągu trafił, mama do żeńskiej. Czy Ty wiesz, Nieczytelniku Wędrowny, że PKP w przedziałach 3osobowych koedukacji nie uznaje? Polskie to Koleje Praworządności jak widać. Znaczy się prawie praworządności, bo koedukacyjna orgia w sześć osób [czyt. kuszetki] nikomu nie przeszkadza, ale jakby już poswawolić sobie we trójkę chciano, to sorry… jedynie w lesbijskim gronie. A tyle się mówi o dyskryminacji mniejszości homoseksualnej, a tu proszę! PKP się wyłamało i tylko heteroseksualistom w jednym przedziale sypiać ze sobą nie pozwala…

Co było rodzicielom moim robić? Po ponad 40 latach wspólnej kanapy podzielili się na grupy pt. „panie na lewo, panowie na prawo” i pojechali, każde ze swoją walizką. Wracając, nie wygłupiali się już z sypialniami PKP. Za to bilety powrotne kupić chcieli przezornie, jak już wylądowali w Katowicach [wysiedli razem], żeby z Ustronia się specjalnie po nie do miasta nie przyczłapywać. Okazali się jednak upierdliwymi klientami znowu. Bo coż z tego, że nie chcą już biletów  na sypialny i że nie mają dylematu „wspólnie czy oddzielnie”, jak się uparli, żeby turnus sanatoryjny im się kończył dzień po zmianie rozkładu i bezczelnie wtedy właśnie do domu chcą wracać? I znówu biedna Pani Okienkowa dylemat ma, bo skąd ona rozkład zatrzytygodniowy weźmie? A ci uparcie stoją przy kasie i żądają. Na co jednak mądra głowa? Przeprasza Pani Okienkowa rodzicieli moich na moment, odchodzi, po czym wraca po chwili z zadowoloną miną  i rzecze:

„My nie mamy rozkładu, ale na niemieckiej stronie ich kolei już był, więc wydrukowałam i mogę Państwu sprzedać te bilety.”

…!!!