środa, 13 lutego 2013

pocztówka z ferii

Spójrzmy prawdzie w oczy. Misja misją, kaganek kagankiem, czy raczej kaganiec kagańcem, ale powiedzmy otwarcie: NIKT się tak, Drogi Nieczytelniku, z ferii i wakacji nie cieszy jak belfer. Oczywiście uczniowie mają inne wyobrażenie. Zakładają raczej, że na ten czas wolny od męczenia ich przy tablicy wdziewamy strój żałobny, posypujemy głowę popiołem [co dziś może i faktycznie] i siedząc w naszych celach, zawodzimy z żalu, że potencjalne godziny lekcyjne przepadają z kretesem na głupich i nikomu niepotrzebnych rozrywkach… I pięknie, nich żyją w błogiej nieświadomości. Na co im wiedzieć, że nad łożem nauczycielskim krechy w ścianie skrupulatnie wydrapywane są pazurem [czy też specjalnie wyspecjalizowanym szponem] i nie dla uczczenia kolejnego w tym tygodniu kochanka, a odliczające start dni wolnych, dni błogich, dni wspaniałych…?  Na ferie w kolejności polskiej ostatnie zawsze czeka się jak na zmiłowanie. Zmęczenie materiału każe przebierać nogami i wyglądać ostatniej piątkowej lekcji, co zapewni błogostan bezkresny a dwutygodniowy… Tak i tym razem, co by tradycji dorocznej dochować…
W czwartek [dobrze widzisz, Nieczytelniku z Dniami Tygodnia Zaznajomiony, przed  boskim piątkiem jeszcze]  padł pierwszy bastion beztroski, kiedy to Armagedonica z temperaturą wyskoczyła. Gardło, antybiotyk, do następnego piątku w domu… Nie pierwszy to taki wyskok [patrz wakacje], więc wzruszył mnie tylko trochę [czytaj parę „Kurw” Wyrodnej Niematki Polki rzuconych w przelocie]. A że zmiana opieki kończyć mi się miała o 17.00, co jakoś tam dzień ratowało, wzięłam głęboki oddech, poprzesuwałam plany i trudno. W sobotę jednak zawaliły mi się zatoki, w niedzielę gardło,  w poniedziałek, mimo skutecznie podkradanych antybiotyków gorączka nie schodziła poniżej 39, więc trzeba było do lekarza. Lekarz kazał leżeć… do niedzieli. Potem przynieśli mi spódnicę, co ją kiedyś tam lubiłam, a tak ją przerobili, że jej się lubić już przez sentyment nawet nie da… [było nie chudnąć, by nie zwężali, powiesz, Nieczytelniku, i słusznie], zresztą [patrzajże, jakże słuszna uwaga!] co mi po spódnicy, jak do niedzieli w łóżku mam siedzieć? W malignie i tak różnicy nie ma. W malignie świat jakiś taki zakrzywiony inaczej się wydaje… Kiedy więc dziś zadzwonili z DPD, że ten kurier co od dwóch dni z nowym telefonem do mnie dojechać nie może, to sobie go podpieprzył i nawiał za granicę, to czy to mnie zdziwiło…?
Teraz popuszczali Metallicę w radio i sentymenty zagrały, czy aby na pewno wszystkie podejmowane ostatnio decyzje to mądre były? A może to nie sentymenty, może to hormony? Od okresu. Ja pierdzielę, a to dopiero środa!

3 komentarze:

  1. Pestko ta środa, to nigdy nie powinna się wydarzyć, bo u mnie podobnie i równie beznadziejnie minęła ... może jednak dwie "13" w dacie robią swoje?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja narzekać nie mogę chociaż środa zaczęła się od kina nudnego - wiadomo młoda raczej trillera by nie wybrała ale animacja raczej średnia przynajmniej muzykę miała niezłą a to już nie beznadziejnie a po powrocie teściowa mówi wiecie dziewczynki mam nowego ls-a na jazdę próbną to was na zakupy zabiorę i pomkneły my do galerii . żyć nie umierać ;)

    OdpowiedzUsuń