niedziela, 24 lipca 2011

...

to miał być zupełnie inny post. ba, był nawet przez chwilę... są takie dni, kiedy nie włączam telewizora, zamiast radia kręci się w wieży płyta z muzyką lekko nastrajającą duszę, a ja w całym dobrodziejstwie swojego rozleniwienia pozwalam sobie na pidżamowe włóczenie się między kanapą, lodówką a sypialnianą półką z książkami… wczoraj był taki dzień. dzień beztrosko zakończony imprezą na poły rodzinną, na poły zgoła odwrotną…
dziś coś kazało mi sprawdzić przełykane pomiędzy sałatką a łososiem hasła „zwyrodnialec”, „w głowie się nie mieści” zasłyszane ledwo z pokoju dziecięcych zdziwień i salw śmiechu…

to miał być zupełnie inny post. coś rozdzierającego jest w brutalnym przerwaniu czasu, który dopiero zaczyna biec po swojemu, w swoim radośnie zachłannym, młodzieńczym rytmie. dziś myślę o Aśce, Rafale, Sylwii, Danielu, Kubusiu, bo ich czas też został ucięty bez sensu. dziś przebiega mi przez głowę tysiąc spraw, które zdążyłam zrobić przez ostatnich 10 może 15 lat…

pamiętam pogrzeb dwudziestokilkuletniego chłopaka. byłam wtedy może w 6 może w 7 klasie podstawówki. pamiętam rozpacz kobiety, która moment wcześniej utraciła syna… wtedy czułam, że jestem świadkiem wprawiającego w osłupienie bólu, nie rozumiałam go. dziś mam świadomość, że on w ogóle jest nie do pojęcia. mogę jedynie próbować wyobrazić sobie, co czują matki i ojcowie w Norwegii… mogę jedynie tak straszliwie im współczuć, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
w całym swoim oniemieniu,  poczuciu bezsiły, niezrozumieniu świata mogę powiedzieć tylko –
nie, kurwa nie wszystko jest po coś.

4 komentarze:

  1. A jednak, mimo całości zła jakie nas otacza, bezsensowności odchodzeń, niezrozumiałych, bolesnych, nie do pogodzenia, odchodzeń bezsensu nie teraz, nie nigdy, braku bliskości, wybieraniu numeru telefonu, który już od lat nie jest przypisany temu z kim chcielibyśmy rozmawiać, to tak, uważam, że wszystko jest po coś, wszystko ma sens, tylko potrzeba czasu by to dostrzec i zrozumieć... pomijam inne nieprzyjemne towarzystwo brutalnie przerwanych pięknych historii, ale (sama sobie się dziwiąc)uważam, że wszystko jest jednak po coś...

    OdpowiedzUsuń
  2. trzeba wierzyć że wszystko jest po coś chodzby po to zeby nie zwariować kiedy swiat ci sie wali na głowe i w jednym momencie z twojego wszystko nie zostaje już nic. chodzby po to zeby spotykajac na ulicy kogos podobnego do tego co odszedl nie rzucić sie na ziemię i nie tluc lbem o asfalt, chodzby po to zeby nie skorzystać z wiedzy ze trzeba się ciąć w wzdłuż a nie w poprzek...

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wszystko... nie wyobrażam sobie pocieszyć tymi słowami matki, która straciła dziecko, żony, która zostaje wdową, ojca, którego syn odebrał sobie życie... Ja sama nie mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego nie otrzymuje 17 lutego tego jednego smsa, stale zapytując "dlaczego". Mi się wydaje, że jednak nie wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  4. Po co?
    choćby po to, żeby zadać sobie pytania bez jednoznacznej odpowiedzi...
    po to, żeby sobie odpowiedzieć Co/Kto naprawdę jest w życiu ważne/ważny i wybrać To/tego_Kogoś na nowo...
    po to, żeby ktoś wybierał Bliskich i razem z nimi dzielił swój los ...
    po to żeby w pełni wykorzystać każdą Chwilę na bycie z Bliskimi...
    albo po to, żeby otworzyć oczy na Innych zamknięte przez jednego Człowieka...
    po to, żeby było Kogo pocieszać...
    po to, żeby było Komu pocieszać...

    Dostaliśmy szansę bycia lepszymi i tak się teraz pewnie stanie, chociaż na chwilę tylko.
    W trwałe skutki zmiany życia jakoś nie wierzę.
    Nastał czas refleksji nad przemijaniem, ale ono jest zawsze. Jedyne, czego nie wiemy, to kiedy?
    Jednak to nastąpi: dla Jednych teraz, Innym później nieco...
    Przepraszam, za to co napisałem - na co dzień sam wolę o tym nie pamiętać... :)

    OdpowiedzUsuń