no i pięknie. papiery do roboty skończone. nic, że 3 w nocy. jutro później zaczynasz pracę, Mężczyzna Domowy odprowadza wychorowane w końcu Młode do przedszkola, wyśpisz się rano...
wyśpisz. oczywiście, ale w grobie. o 6 budzi Cię przejmujące Mamo, źle się czuję. i już bez zapalania światła widzisz te buchające gorączką policzki, co to u diabła od tygodnia na antybolu setnym już w tym roku są. podajesz przeciwgorączkowy malinowy, organizujesz opiekę i naprędce wizytę u lekarza, ale dopiero wieczorem, bo dziś przecież masz te spotkania, których odwołać nie da rady. zostawiasz Wyjące i Marudne babci i półprzytomna a) zdenerwowaniem b) snu brakiem wleczesz się do pracy. pracujesz lekko na oślep, ale co tam, jeden dzień nie zając. szef oczywiście napada Cię w ostatniej chwili, bo przypomniało mu się, że na to spotkanie jutro to musi być jeszcze tamto sprawozdanie, co to o nim nikt już nie pamiętał i że oczywiście musisz się tym zająć, bo to sprawa na wczoraj, a pani X jest na zwolnieniu. co robić? szef każe, sługa musi. kiwasz głową w całym wewnętrznym rozradowaniu, złorzecząc wszystkim na literę „SZ” i pędzisz po dziecię, żeby je do lekarza zataszczyć, choć poranna gorączka zapadła się pod łóżko i Smrodziarstwo Twoje wygląda całkiem jak zdrowe. innego zdania niestety jest lekarz obcy, ale o tej porze jedyny, który ogląda wyniki wyciśniętych rano na siłę sików i mówi magiczne zdanie, po którym całe zmęczenie mija : „trzeba do szpitala”. oblana wiadrem zimnej wody, ubierasz Młode Nieopierzone i pędem gonisz na izbę przyjęć, żeby szybciej, żeby tylko na noc nie zatrzymali, e tam nie zatrzymali, żeby się tylko nie okazało, że ten mocz do nerek się cofa…
wyśpisz. oczywiście, ale w grobie. o 6 budzi Cię przejmujące Mamo, źle się czuję. i już bez zapalania światła widzisz te buchające gorączką policzki, co to u diabła od tygodnia na antybolu setnym już w tym roku są. podajesz przeciwgorączkowy malinowy, organizujesz opiekę i naprędce wizytę u lekarza, ale dopiero wieczorem, bo dziś przecież masz te spotkania, których odwołać nie da rady. zostawiasz Wyjące i Marudne babci i półprzytomna a) zdenerwowaniem b) snu brakiem wleczesz się do pracy. pracujesz lekko na oślep, ale co tam, jeden dzień nie zając. szef oczywiście napada Cię w ostatniej chwili, bo przypomniało mu się, że na to spotkanie jutro to musi być jeszcze tamto sprawozdanie, co to o nim nikt już nie pamiętał i że oczywiście musisz się tym zająć, bo to sprawa na wczoraj, a pani X jest na zwolnieniu. co robić? szef każe, sługa musi. kiwasz głową w całym wewnętrznym rozradowaniu, złorzecząc wszystkim na literę „SZ” i pędzisz po dziecię, żeby je do lekarza zataszczyć, choć poranna gorączka zapadła się pod łóżko i Smrodziarstwo Twoje wygląda całkiem jak zdrowe. innego zdania niestety jest lekarz obcy, ale o tej porze jedyny, który ogląda wyniki wyciśniętych rano na siłę sików i mówi magiczne zdanie, po którym całe zmęczenie mija : „trzeba do szpitala”. oblana wiadrem zimnej wody, ubierasz Młode Nieopierzone i pędem gonisz na izbę przyjęć, żeby szybciej, żeby tylko na noc nie zatrzymali, e tam nie zatrzymali, żeby się tylko nie okazało, że ten mocz do nerek się cofa…
szpital pobliski, rzecz jasna, to nie Leśna Góra, tu się czeka i tu zamiast dr. Kuby przyjmuje Cię w końcu dr „Byłem Ostatnio Na Sympozjum, Gdzie Dali Nam Kawę i Ciastka” [co Cię to do cholery obchodzi???!!], który ogląda wyniki i mówi, że trzeba jakieś mega nie do zapamiętania badania zrobić, ale to nie tu, nie dziś, nie on i nie w ogóle… że w zasadzie, to chyba jednak nic nie jest, ale że jutro po skierowanie do ogólnego medyka trzeba pójść… skołowana całkiem do domu wracasz, pamiętając, że na jutro obiecane ciasto babcino-dziadkowe do przedszkola upiec trzeba. i co z tego, że dziecko w domu zostaje? przecież wychowawczyni nie wystawisz. pieczesz więc ciasto, do Smrodziarstwa raz po raz zaglądając i ku zadowoleniu swojemu stwierdzając, że gorączkę diabli wzięli. kiedy po domu z piekarnika roztacza się już przyjemnie kojąca cynamonowość, siadasz przed komputerem, żeby to sprawozdanie spisać...
kończysz. jest 3 w nocy. nie wyśpisz się rano. rano do idziesz lekarza. po skierowanie na hiperdziwaczne badania. lekarz własny domowy stwierdza, że wyniki niezłe wcale, że się widać wirus nałożył i przeczekać trzeba, że skierowania nie da, bo tam się dzieci kłuje, a po co kłuć jak wirus? uspokojona leziesz do pracy, ze sprawozdaniem w teczce, co je kładziesz szefowi na biurku, z trudem powstrzymując język przed wytknięciem.
- Jakoś bardzo źle Pani wygląda. – słyszysz.
Kurwa!!!
PS jak samotne matki dają sobie radę? matki wyjazdowych ojców? wiesz może, Obyty Światowo Nieczytelniku?
nie wiem jak czytelniczki swiatowo obyte wiem jak wiejskie sobie radza- prowadza mlodego półsymulanta do przedszkola, nie dalej niż wczoraj wchodze a tam jeden (nie mój żeby nie było) taki spi na dywanie bo sie źle czuł a u nas sie nie leżakuje wiec tylko dywan był do wyboru - matka do pracy musiała iść. Może taka właśnie pół albo i całościowo samotna może nie. tak zwany sposób na przeczekanie aż ci stanowczo zabroni dyrekcja dziecko dłużej przyprowadzac. i siedza te cherlaki w liczbie 28 i sobie cherlają cichutko w kątku albo i całym cherlawo cherlającym chórem ;)
OdpowiedzUsuńwyrzucając te kilka fragmentów, w których autorka marudzi, jęczy i narzeka nad swym losem, to całkiem pozytywny post wyszedł.
OdpowiedzUsuńsama w mojej półsamotni mam problem gdzie młoda sprzedać zżeby iść zdać te cholerne egzaminy i z czystym sumieniem ruszyc ku dalekiej północy
OdpowiedzUsuńa nie można jęczeć, narzekać i marudzić nad swym losem? kto komu zabroni?
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że to nie o moje L4 chodzi :P
OdpowiedzUsuńhehe, syndrom pracoholizmu? nie, zupełnie nie :)
OdpowiedzUsuń