piątek, 15 czerwca 2012

krótka scena rodzajowa, czyli Srebrne Usta dla Klaczy za dziś

nie lubię. nie lubię i już. wkurza mnie, kiedy ktoś chce tankować moje mini prawieautko. Mężczyznę Mojego Domowego toleruję rzecz jasna, bo to wiadomo, wspólnota majątkowa i takie tam dyrdymały. ale obcy? brr… samo spojrzenie z lekka kpiące, że coś na kształt blondynki podjeżdża czymś na kształt samochodu pod dystrybutor, rozbraja mnie na wejściu z tej pełnej koncentracji, żeby w ów dystrybutor nie rąbnąć.  a już nielekka kpina, kiedy zdarza mi się zdjąć nogę ze sprzęgła zanim wyciągnę kluczyk… ech… a może to po prostu jakaś tajemna fobia przed Benzynmenami? 
doszło do tego, że mam swoją zaprzyjaźnioną stację, gdzie już nikt nawet nie patrzy w okno, jak podjeżdżam z przytupem… czy tam z gruchnięciem jakimś… [co za różnica w końcu?] ale dziś… no dziś to nowy Benzynmen się trafił, co to go licho [albo koledzy] podkusiło, żeby się przypałętać w swoich cudorękawicach i na ręce mi spoglądać, jak nieudolnie korek od baku odkręcam… żeby przepłoszyć owo podstępne nasienie, któremu już kącik ust w rozbawieniu drgał, wykrztusiłam z siebie najbardziej przekonywające, na jakie stać mnie było przy tym pokręconym zamku:

-Dziękuję, ja dam sobie radę!

Benzynmen nie dał się zbić z tropu [tak, być może kierowany nierównym zgrzytaniem kluczyka i nie do końca spokojnym klikaniem kapsla] i z jawnym powątpiewaniem zapytał:

- Na pewno?

[o Ty, Niedowiarku Bezołowiowy, Ty Cudaku Ukombinezowany, ja Ci zaraz pokażę, co znaczą humanistyczne dłonie przy wlewie! a masz, niech Ci teraz niezależność zaradnej kobiety w pięty pójdzie, aż Ci szelki spadną!:]

- Na pewno! Ja tylko wyglądam na taką, co nie daje!

ooo, Złotousty Nieczytelniku… ooo, masz czasem coś takiego, że kiedy wypowiadasz ostatni wyraz już wiesz, że zdanie jest mocno nietrafione, mocno? gdybyś widział tę minę znad tych szelek, co całkiem Benzynmenowi nie spadły…

- Rady. Rady nie daję. –próbowałam się ratować. nie pomogło, pogrążyło.

dziś, Drogi Nieczytelniku,  po prostu jest Dzień Robienia Z Siebie Kretyna. ten przykład z rana to nie jedyny niestety… powłóczę teraz swoją zidiociałą lewą nogą do łóżka, nie mniej głupia prawa szurnie pewnie w ślad…
Ciętych Ripost jutrem, dobranoc…

PS z czwartkowych Euro-wzruszeń
jeju…a jak pięknie ci Irlandczycy śpiewali swoim zielonym dziś… w takim godnym ukłonie… to muszą być jednak piękne dusze w tym odcieniu włosów syrenich o świcie…

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Euro nie ominęło Klaczy, czyli tym razem już naprawdę o piłce. po babsku…

to brednie, że My, Kobiety nie znamy się na piłce nożnej. okrutne to pomówienia, że Strefa Kibica interesuje nas tylko ze względu na wysokie stężenie testosteronu na metr kwadratowy. doskonale wiemy, co to spalony, a „Polska Gol!” krzyczymy nie ciszej niż męskie gardła… prowadzimy znające się na rzeczy dysputy na WSZYSTKICH meczach, a i przed meczami się zdarza…
i żeby nie być gołosłowną z dotychczasowych meczów wyjątki zasłyszane:

[Boże Ciało, urocze, rodzinne spotkanie nad ojcowym dodatkiem do Dziennika Bałtyckiego, gdzie o piłkarzach wszystko – zwłaszcza o naszych, od rozmiaru buta po ulubione pierogi…]

Siostrul Moja [szalejąca 40tka za chwil kilka]: - No, dawaj, który z naszych najprzystojniejszy?
Ja: - Wasilewski.
SM: - Wasilewski? Pojęcia nie mam, który to. Czytaj, co tam o nim…
Ja:- Marcin Wasilewski, rocznik 80…
SM: 80? Dziecko jakieś, dla mnie tam kogoś znajdź.
Ja:- Franciszek Smuda rocznik…

[mecz otwarcia, Strefa Kibica, już 1:1]:
Jakiś Lekko Znieczulony Po Przerwie On: - No i czego k*** leżysz? Wstań i graj, bo tak się robi na zachodzie!
Jakaś Ona Pierwsza [chwilowo rozkojarzona]: - A kto leży? Kto leży?
Jakaś Ona Druga [skupiona]:  - Błaszczykowski!
Jakaś Ona Pierwsza [rozmarzenie]: - Aaaaaa nie, no Błaszczykowski może sobie leżeć.
Jakaś Ona Druga [zadziornie]: - Heh, powiem ci, że nawet lepiej, jak leży…

ale żeby nie było, że nic nas te wyniki nie obchodzą…
[mecz Włochy – Hiszpania, zacisze domowe]:
Armagedonica: - Za kim jesteś, mamo?
Ja: - Za czerwonymi.
A: - A ja za żółtymi!
Ja [wykazując się niebywałą znajomością tematu]: - Nie możesz być za żółtymi, żółci to sędziowie.
A: - To jestem za niebieskimi. mogę być za niebieskimi?
Ja: - Nie.
A: - A dlaczego nie, mamo?
Ja: - Bo nie dostaniesz kolacji.

a tu jeszcze nikt nie wyszedł z grupy… i mecz sobotni całkowicie po babsku nas czeka… dźwigniesz to, Nieczytelniku  Biało-Czerwony?

sobota, 9 czerwca 2012

z zaskoczeń Euro dziś...

ożeż Ty, Afrodyto Na Deszczu Przemokła… skąd prądy takie? jaka siła przyciągania niegrawitacyjna, nie do podłoża pcha, a do siebie? nie wiem… nie dowiem się pewnie. ale kurcze…
Rude To To, bardziej rude niż ostatnio, irokezowe, irokezowniejsze nawet niż 4 miesiące temu… wielkie… bojówkowo odziane… na mecz wyczekujące... jednym słowem wszystko To, co zmysłom moim ciągle szumnie zaprzecza… a jednak… a jednak obraz okołobarowy sprzed tylu miesięcy znów przed oczami dziś w całej swojej męskości postawiło… wciąż intensywny tak samo… wciąż ściągający uwagę wzajemną…
jak to się dzieje, Nieczytleniku Dziś Zmeczowany, że z jednymi ludźmi coś sprzęga po prostu? sprzęga… klika… i tak zostaje…? a z innymi całkiem nie? masz na to jakiś pomysł? biologiczne jakieś uwarunkowanie wzrok  obcych sobie ludzi na jedną linię kieruje? oderwać od siebie nie pozwala? po głowie kołacze, choć okamgnieniem tylko takie spotkanie się zdaje? biologia to czy może całkiem inna siła...?
hmm… z niepojętą tą zagadką na powiekach do łóżka się powłóczę… może w snach się coś wyjaśni?

środa, 6 czerwca 2012

no i Zyta jednak miała rację...


bo Zyta była niewątpliwie mistrzem nauk wszelakich. może nie nauczyła nas wiele z literatury, może z gramatyki zupełnie niczego [no… wyjąwszy jery – bądźmy sprawiedliwi], ale za to mądrości życiowych ilu… na wszystko miała radę. kiedy Cypis [ksywa ewidentnie okołowzrostowa] zamiast wstać jak człowiek, podskakiwał  nieudolnie na pośladzie pod pstryczkiem, żeby zapalić światło, na własne rozkładające dłonie „Pani profesor no, nie mogę no.”, usłyszał: ”Nie pajacuj. Prawdziwy mężczyzna nigdy nie mówi, że nie może”… [głowę daję, że sentencja owa złota masakruje cypisowe sceny możliwie erotyczne po dziś dzień, pobrzmiewając w pamięci presją hasła i Zytowym Urokiem, co na konkurencję zażartą Hogaty Gargamelowej się nadawał idealnie] ot piętno wychowania…
przykłady drobne można tu wymieniać do rana, ale miała Zyta prawdę jedną ogólną, prawdę dobrą na wszystko, prawdę na każdą okazję, prawdę, co trzyma się kurczowo w głowie mojej i głowę tę daję, że i w głowach całej mojej byłej  „czwartej eF” [no, może wyjąwszy jedną Wiedźmę, co do naszej klasy chodziła tylko czasami…].
Everest Filozofii Życiowej, ów Evergreen Zytowy, Myśl Ever Złota chciałoby się rzec, brzmiała:
Fala zła [względnie dobra, zależnie od sytuacji] do Was powróci.
tym tłumaczyła nam Zyta słuszność nauki na pamięć Bogurodzicy [bo powracająca fala lenistwa spowoduje, że za milion lat, ktoś o cytat zapyta nas w jakimś teleturnieju i nie wygramy miliona], konieczność przeprowadzania staruszki przez jezdnię [bo fala zła zaleje nam drogę powrotną ze stanu śmierci klinicznej] i istotę zabrania Jej [Zyty, nie Bogurodzicy ani Staruszki] na wycieczkę [gdyż tu z kolei fala lekceważenia, wywoła lekceważenie zwrotne i wszyscy będziemy mieli naganne w maturalnej klasie…]
nie bardzo w to wierzyłam, ale na wszelki wypadek przed lekcjami co dzień żarliwie chodziłam do kościoła, żeby moja dobra przecież modlitwa powróciła do mnie nieprzebranie dobrą falą Nieprzystojnego [skłonność do brzydoty] Studenta Architektury, co się po dzielni mojej pałętał…
i co? i dupa. Bogurodzicę znam, ale pustym kontem świeci, Student Architektury [mimo kilku moich  pieszych pielgrzymek do Częstochowy] zakochał się w koleżance, co go wcale nie chciała, a Zyta zostawiona nad morzem na czas naszych górskich wędrówek nikomu nagannej nie zaserwowała…  siła edukacji jest jednak straszliwa, bo dziś…
dziś turlałam się swoim malutkim stareńkim prawieautkiem do pracy, drogą jak co rano, drąc się wniebogłosy czymś na kształt „Mamy tylko siebie, wielką mamy moc”, kiedy to przyuważyłam Rowerzystę W Obcisłym, co na przejściu beznadziejnym wzrokiem końca sznura samochodów wypatrywał, żeby się spokojnie na drugą stronę mojej drogi przepedałować. żal mi się człowieka zrobiło, widząc we wstecznym lusterku niekończącą się historię tablic rejestracyjnych… wcisłam ja hamulec litościwie [pewnie ku przekleństwom siarczystym tych, co za mną się wlekli] i puściłam sobie rowerzystę rozpromienionego... całkiem przed nosem… i co z tego? [zapytasz Nieczytelniku Kierujący, co w powracającą falę nie wierzy, bo z Zytą godzin wychowawczych nie miał] a to z tego, że kiedy mnie ten Rowerzysta tymi swoimi niezwykłymi zupełnie pośladkami mijał, to pierwsza myśl [no dobrze, druga może] o fali mnie naszła, ino nadziwić się nie mogłam, że ta dobra tak szybki kierunek zwrotny mieć może i że w tak niewymiernej sferze estetycznych walorów działa…
heh, pozdrawiam Cię, Rowerzysto Prędki a Pięknie Upośladkowany, gdzieśkolwiek dojechał…

PS i to nieprawda, że Kobiety nie są wzrokowcami…
pięknych snów Nieczytelniku Policealny Już… :)