Uwielbiam język polski. Za jego elastyczność, szyk
przestawny, talenty onomatopeiczne i możliwości wieloznaczeń. Za neologizmy.
Nawet za te pospolite, znaczeniowe, a co mi tam. Jednakże, że tak nam się semantycznie
język nasz ojczysty rozwinie… w kulinarnym kierunku tak nieoczywistym, to hmm…
ciężko mi uwierzyć.
Znasz może, Nieczytelniku Erudycyjny, określenie patelnia? Taaak… mnie też się zdawało,
że znam. Dopóki na Nadzwyczajnym Posiedzeniu Rady Wiedźmowej [naplażowym i
przywinnym – tudzież mocniejszym trunkowo] nie padło owo hasło, co je któryś
tam z Mężczyzn Przydomowych z budowy niczym pustaka przytaszczył…
Mężczyźni jednak nie przestaną mnie zadziwiać. Czy
to źle, czy dobrze? Wciąż nie mogę się zdecydować. Ale… ale jakież było nasze
[czytaj wiedźmowe] zdziwienie, cóż zwrot ten w nomenklaturze „podaj cegłę” oznacza!
Patelnia bowiem dla
niewtajemniczonych jeszcze [a zakładając, że sfeminizowana to Klacz jest, więc
i kilka niewtajemniczonych par oczu tu się znajdzie] patelnia to nic innego jak cunnilingus. Czy tam mineta [dla mniej łacinnie
wrażliwych]. Powalająca to logika
skojarzeń- ciśnie się na usta. Zdumienie nasze okazało się na tyle silne,
że postanowiłyśmy zaczerpnąć u źródła. Ponieważ wszystkie 5 jako nas tam było, okazałyśmy
się ignorantkami czy to w dziedzinie miłości francuskiej, czy też nowinek
językowych [teraz ciężko stwierdzić] zaczęłyśmy rozpuszczać wici pomiędzy
mężczyzn znanych nam na tyle, że względnej znajomości wieloznaczeń nie odbiorą jako
propozycji [tudzież swobodna interpretacja przyniesie obopólną radość] albo do
tych, których po prostu owym pytaniem o zawał nie przyprawimy. Miałyśmy nawet
plan podzielić Mężczyzn Owych na reprezentantów poszczególnych grup zawodowych,
co dałoby nam jakiś tam obraz męskiego społeczeństwa. Niepotrzebnie. Na
powiedzmy siedmiu ankietowanych, sześciu wiedziało bez pudła [z czego jeden
wstydził się przyznać]. Okazuje się, Drogie Nieczytelniczki, że Polska jak długa
i szeroka patelnią smaży nie tylko jajecznicę… Od Polskich Sił Zbrojnych przez
stoczniowców po Wielki Świat Finansjery [no…
z jednym małym wyjątkiem, który w zasadzie można uznać za błąd statystyczny… ] miłośnikami
tefala chłopy stoją. I jak to się zdołało uchować przed Nami? Fakt, na
kobietach specjalnych badań nie czyniłyśmy. Uznałyśmy się za grupę dość
reprezentatywną.
Nie powiem, żeby zachwycała mnie patelnia, nie
powiem, że nadążam za ciągiem myślowym autora… Przez głowę przelatuje siła gry
wstępnej… „Pozwól być Ci masłem” [tudzież smalcem, margaryną, kujawskim z
pierwszego tłoczenia – wedle upodobań], „Mmm… Daj posmakować swój teflon…”
Czad… Żeby jednak nie być taką ostatnią niezorientowaną, wygooglałam sobie
patelnię w połączeniu z seksem. Okazało się, że znów odkrywam Amerykę, co pod
zwykłą kołdrą w mojej świadomości się kisi… Otóż proszsz…
'Jeśli spuścisz mi kropelkę ,to wyliże ci PATELKĘ'
[źródło:
http://www.koledzyzwojska.pl/node/94468]
No i człowiek przestaje żałować, że nie jest
lesbijką… Przy takiej konkurencji i tak miałby zero szans na seks.
Na optymistyczny koniec.
Aby nie być tak znowu w tyle, poszłyśmy wiedźmowo
dalej. Uknułyśmy kuchenny kontrneologizm. Poszłyśmy w gary i wytaszczyłyśmy
RONDEL. Ładne? Musi być nośne, bo para, która zwijała się z plaży przed nami podziękowała
za uroczo edukacyjny wieczór. Kto wie? Może poszli gotować…?