oczywiście, że tłumik pada zawsze wtedy, kiedy auto jest najbardziej potrzebne… natenczas prosto z przychodni biegnie się na ostatni zdążający Gdzieśtam autobus, w biegu podrzucając chore dziecko pałętającemu się to tu to tam Ojcu, łamiąc obcas przy okazji [no dobra, hipotetycznie łamiąc… ale gdyby tylko moje czerwone tenisówki taki pięknie szpilkowy obcas posiadały… ech…], zapominając o braku miesięcznego i oczywiście nie rozmieniając po drodze wypasionej Kazimierzem Wielkim pięćdziesięciozłotówy [bo to moment po wypłacie rzecz jasna]… i tak wbiega się do autobusu tuż przed drzwi jego zamknięciem, zadyszkę wioząc na gapę po samą pętlę… a i siebie na gapę toże, bo… bo Pani Kierowczyni [Mucha może, a my nie?] z rozbrajającym uśmiechem stwierdza, co oczywiste było od samego początku istnienia ZKM „ale z 50 to ja nie mam wydać. może ktoś z pasażerów ma?”… cóż robić, Nieczytelniku Drobnymi Przygotowany? odwrócić się przychodzi i czyniąc z siebie kretynkę kwadrat, z miejsca na miejsce przestępując, o drobne pożebrywać…
i widzi wzrok mój sokoli, jak współtowarzysze zakrętów tych nieżyciowych kpiąco na ten mój durny prosząco- przepraszający uśmiech spoglądają, a w głowie złorzeczenia na miny pt.„oho sama sobie winna, drobne trzeba nosić, jak się miesięcznego nie ma” same przelatują… przy piątym rzędzie [bo przecież nie pasażerze. mimo że siedzą po dwoje, do każdego trzeba osobno, bo żaden sobie nie odmówi pokiwać przecząco naburmuszoną, że mu się czas odpoczynku zakłóca, głową] przy piątym więc rzędzie zrezygnowanym uchem dźwięki płynące z samego końca autobusu wyłapuję: „Pani chodź, chodź Pani do mnie” i widzę, jak staruszkowe, drżące dłonie po portfel skitrany na samym dnie kieszeni palta sięgają, żeby mi drobnymi przejażdżkę ze stresu wyprowadzić. metr pięćdziesiąt w berecie, artretyzm w rękach i dziurawa kieszeń płaszcza… ale rycerskość jaka!
ku ciumkaniu dezaprobaty, że przynajmniej plecak mogłam u kierowcy zostawić, przecisnęłam się na tyły, potem znów na przody, bilet zakupiłam, skasowałam, stokrotnie staruszkowym dłoniom dziękując… stokrotniej jeszcze, kiedy na następnym przystanku wsiadły kanary i bilet mój zdobyczny sprawdzać zaczęły…
i właśnie dlatego, Nieczytelniku Zmotoryzowany, dziś Trzydziestoletnie Roztrzepane Kobiety za nic mają Adonisów Młodzieńczych i Heraklesów Dojrzałych, dziś Trzydziestoletnie Roztrzepane Kobiety najbardziej lubią się w Niziuteńkich Dobrodusznych Staruszkach :)
gdzie ci mężczyźni prawdziwi tacy? orły sokoły herosy?
OdpowiedzUsuńno jak gdzie? dreptają o lasce z równie stareńkim pudlem u nogi :)
OdpowiedzUsuńno tak gatunek na wymarciu
OdpowiedzUsuń