wtorek, 1 maja 2012

nadziemnie Nietykalni...

i tak trochę z przypadku trafiłam dziś do tego kina. jeszcze bardziej z przypadku na ten właśnie film. tak sobie usiadłam w tym fotelu chabrowo wyściełanym, cmokając mocno lekceważącym stosunkiem [jak to zwykle u mnie przy komediach] do kinematografii rozweselającej… i tak, jak sobie usiadłam w tym fotelu, tak bezładnie zapadłam się w całkiem inny świat…
chciałoby się powiedzieć, że historia jakoś tam oklepana, jakoś przemielona w mniej lub bardziej podobnych wersjach. chciałoby się powiedzieć, a jednak przez to, że oparta jest na opowieści tkanej przez nieprzewidywalną codzienność świata, język staje kołkiem w gardle, a dusza leci… leci w tę zapraszającą ciepłem ramion rozwartych przestrzeń zdarzeń…
można się pośmiać i owszem, można też nie. wszystko zależy, jakie kto tam ma poczucie humoru… ja mam właśnie takie, ale tak naprawdę… tak naprawdę, ten film to ciągły lot na paralotni. a muzyka… muzyka tych szybowań jest jak pomyślnych wiatrów powiew…
a mnie? cudniej jakoś po tym lataniu, cudniej, mądrzej, łacniej… i jakoś tak zachwyceniej w środku…  i wiesz co, Nieczytelniku Uskrzydlony? ciągle nie chce mi się zejść na ziemię…
tymczasem Tobie… dla urokliwego  rozbiegu przed startem…
i  stąd fruuuu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz