sobota, 14 lutego 2015

"a kiedy dopada mnie..."


Mam ostatnio nieustanny problem z pamięcią. Nie to, że nie wiem, gdzie położyłam klucze albo że jednak powinnam była kupić ten papier toaletowy… To oczywiście też, tego już nawet nie zauważam, zapominam o pierdołach od dziecka (przyznaję, skala problemu papieru toaletowego może nabrać znaczenia niepierdołowatego- a wręcz napierdowego-  i bywa mocno niebłaha, zwłaszcza w bliskim kontakcie z wc) acz w skali globalnej, umówmy się, sklerotyczne poczynania wynikające z roztrzepania to coś, do czego da się przywyknąć. W wieku katastrofalnie zbliżającym się do 4 można już wiedzieć o sobie przynajmniej tyle, że jest się tą laską z amerykańskiej komedii, w której głowie na pytanie szefa: Kto miał przygotować Cośtam?, nagle przebiega milion maluteńkich własnych podobizn z tabliczkami opiewającymi w nieomylne: „FUCK!”, „FUCK!”, „FUCK!”. Można też przezornie ustawić gazetownik możliwie najbliżej drzwi łazienki, żeby w razie czego nie paradować z gołym dupskiem po salonie… i już. Nie ma co z roztrzepania i takich niepamiętań robić ambarasu.
A jednak mam ostatnio nieustanny problem z pamięcią. Fisz sączy mi dziś do ucha Ślady, co w pamięci właśnie pozostały niezatarte. I pięknie to robi niewątpliwie… I pięknie do głosu mu z tymi podziękowaniami za-pamiętania...
A, co zrobić, żeby nie pamiętać właśnie? Żeby odciąć, wyrzucić, posprzątać głowę jak szufladę, do której rozlał się atrament i niczym nie daje się go wywabić z notatek własnych a koniecznych? Czemu niepamiętnie trudniejsze jest niż zapamiętywanie? Heh, każdy gimnazjalista powie na to, że bredzę. Nie pierwszy to raz, przyznaję. Gdybyś jednak miał Nieczytelniku Już Prawie Wiosenny pigułkę na cud niepamięci, to chętnie poproszę. Nadmiar masła jest przereklamowany, zapomina się tylko wzory z fizyki i listę zakupów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz