Wydało się. Starzejemy się.
Poniekąd. Niestety (albo stety) tak, nawet my – boginie życia i seksu miewamy
urodziny. Od czasu do czasu, nie za często, bez specjalnej przesady. Jedynie
dla przyzwoitości. Aby jednak osłodzić nam te od jakiegoś czasu nie dość
radosne wydarzenia, nasi najbliżsi (albo jacyś ludzie losowani z urzędu)
składają nam życzenia, a jak są po wypłacie, to i nawet dają prezenty. Ale
wczoraj… wczoraj przez ekipę wiedźm dreszcz niemały przeszedł. Co tam dreszcz,
trzęsienie ziemi całe. Bo otóż jedna ze szczęśliwie wczoraj urodzonych kwiaty
dostała kurierem. Bukiet róż uroczych, nie żaden tam z bibuł naprędce robiony
wiecheć. Z bilecikiem jak przystało, a co piękniejsze jeszcze - całkiem bez
podpisu! No Tolibowski i Wokulski, nawet z tym głupkiem ogarniętym fobią
listonosza Werterem razem do kupy wzięci,
by się nie powstydzili. Wiedźmowe serca nam w podnieceniu wszystkie jak raz zadrgały
(bo tak, Niczytelniku Wyśmienity, my wszystko wspólnie odczuwać zwykłyśmy) i
zaczęłyśmy naprędce odgadywać, kto zacz mógł taką niespodziankę piękną
poczynić. Propozycje padały różne: od tajemniczych wielbicieli (co oczywiste)
przez szefa (to od zazdrosnych, bo tak, i my miewamy cechy ludzkie) aż po
wzajemne nasze podejrzenia. Nikt utrafić nie umiał, kolejni kandydaci wysypywali
się z worka podpisanego „To na pewno On…”. Przyznaję, że nieco zazdrośnie
przypatrywałam się śledztwu, bo w romantycznym uniesieniu kurierem róż nigdy
nikt mnie nie przysłał… No może raz. W 1918. Ale to było w amoku po odzyskaniu
Niepodległości, więc się całkiem nie liczy. I tak przyszłam w tym rozrzewnieniu
do domu, i pełnym melancholii głosem (nie bez tonu aluzji zresztą) mówię ja
Mężczyźnie Mojemu Domowemu:
- Wiesz, a Dzisiejszej
Solenizantce Uroczej to kurier bukiet róż pięknych przyniósł. I bilecik był w
środku. Taki wiesz, bez podpisu…
- O – ożywienie nastąpiło nad
lutownicą w rękach dzierżonych – a domyśla się Solenizantka Dzisiejsza Urocza,
kto zacz za czynem tym stoi?
- Może się domyśla… Może Kolega Z
Pracy – mówię, co by napięcie podbudować nieco. A co na to Mężczyzna Mój Domowy
Z Lutownicą W Dłoni? A otóż i to:
- To jak kolega z pracy, to nie
rozumiem, po co kurierem?
I dupa, Nieczytelniku Ukwiecony
Niczym Majowa Jutrzenka, na porywy romantyzmu po tylu latach małżeństwa, to już
chuj, nie ma co liczyć, a z kwiatów to sobie można co najwyżej ślazy w ogródku
posadzić.
Pestko Moja Kochana ... padłam śmiechem! ;D
OdpowiedzUsuńSolenizantka z wczoraj, żeby wczorajsza nie napisać ;)