piątek, 25 maja 2012

nie, to nie efekt pms...

masz takie dni, Nieczytelniku Wszelaki, co zupełnie wszystkiemu pod prąd są? lustro od samego rana wytyka Ci język, z prysznica leci albo za zimna, albo za gorąco woda, auto nie chce odpalić, a jak już odpali, to zaraz na pierwszym skrzyżowaniu marzy Ci się krwawo rozjechać maszerującą powolnie acz ściśle [przez Twoje!!! przejście akurat]wycieczkę długą jak towarowy z Bezkońca… i klnąc siarczyście pod nosem swoim na kwintę, wiesz już doskonale, że nawet, jak ruszysz w tę rozwlekłą bandę  z impetem, nawet jak drzwi otworzysz szeroko, co by z boków więcej utrafić, to gówno Ci to ten dzień uratuje, bo to jeden z takich, co wpisać się ma raczej niebanalnie w kalendarzu Twoim, a co za tym idzie i uczniów  Twoich… [to, że nie oglądasz dziś mnie w Uwadze, w odcinku pt. Krwawa masakra w jednej z pomorskich szkół, nauczycielka zadźgała trzy klasy tępym ołówkiem… uważam za swój osobisty sukces]
nieważne jak przetrwaliśmy lekcje, przetrwaliśmy. jak przetrwałam radę i wzajemne poklepywanie się dyrekcji po pleckach…? tego już nie pamiętam. ale kiedy zasiadłam po 10 godzinach pracy, żeby jeszcze tę urokliwą frekwencję policzyć, co mi się nigdy do cholery przecież nie zgadza [a podobno matematyka to taka obiektywna i dla wszystkich jednaka], jak roztwarłam dziennik, wyciągłam kalkulator i ołówki w liczbie niezliczonej, to na ukoronowanie dnia, co taki radosny od rana, usłyszałam wwiercający się świdrującym dźwiękiem w czaszkę, szczebioczący głos koleżanki, co to ją i w dzień błogi z trudem znoszę…
-„Jeju, jakie ty masz duże piersi!”
-ożesz K*** ja p*** !!! a by Cię zaraza klas ogólnych obsiadła! a by Cię samymi dyżurami przy 30tce raczyli! no ja cież pierdzielę! wyczucie rozmiażdżonej glanem ropuchy!!!   toć nie widzę, że mam? no K*** mam! i ch*** Ci do tego!
i z tej to uroczej słów bieganiny, do aparatu gębowego dobiegło jedynie: „No dzięki, to już lepiej nic nie dodawaj, co?” 

…taki to ze mnie, Nieczytelniku Przemiły, bojownik… glonojad raczej. zabieram swoją tarczę więc i idę się wieszać. nie znoszę tego czwartku ani siebie w ten czwartek, ani własnej głupoty [choć tej to niekoniecznie akurat czwartkowej] a „miłosierdzia” to już najbardziej nie…

6 komentarzy:

  1. a o możliwym uszczerbku kręgosłupa w wyniku posiadania dużych piersi koleżanka nie wspomniała?

    OdpowiedzUsuń
  2. a nie wspominała. a ciekawe, skąd Panowie Znudzeni o tym wiedzą...? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to widać ja nie za zbytnio śledzę losy Pana Doktora, skoro jego duże piersi przegapiłam :P

      Usuń
  3. Jest chyba w nas taka wewnętrzna niewidzialna granica...- w tym, jak odczytujemy uszczypliwości wypowiedziane słowem lub gestem ..na osobności lub w otoczeniu kilku osób , kierowane do nas bezpośrednio lub za pomocą kombinacyjnej gry sugestii.
    Raz bierzemy to za dość kiepski żart, po którym jest nam najzwyczajniej w świecie przykro...a w innym przypadku (z drugiej jakby strony tej granicy) uwidacznia się dość często nasza wściekłość. I nie ma co rozpatrywać czy akurat DZISIAJ mam dzień odczytu "słownych podarunków" z takiej czy innej strony tej granicy,... że być może się wstało przysłowiową lewą nogą i nie ma się ochoty na żart z pogranicza faulu, lub też--- mów sobie dziś co chcesz, bo humor mam dziś taki, że żadna "lawina twojej durnej ekspresji" nie zasypie mojego uśmiechu, a uwidoczni jedynie twoją żałosność...
    I można by pisać jeszcze sporo o tym, że każdy jakoś tak indywidualnie, biorąc pod uwagę swoją spontaniczność podejścia do uszczypliwości, reaguje danego dnia na takie czy inne słowa...jak również brać pod uwagę to, że w sumie są i tacy , którym "pozwala się" powiedzieć nieco więcej i odrobinę ostrzej...bez większej obawy, że naruszą tą nietykalność graniczną...Można, gdyby ten wpis miał dotyczyć savoir vivre-owych odstępstw...
    Tylko również bywa i tak , że "obcobrzmiące" zachowania rozwalają całkowicie obydwie strony tej granicy. I jest nam zarówno przykro w całym zwielokrotnieniu znaczenia tego słowa, jak również - tak przecież po ludzku- wściekłość nas ogarnia- taka ta wewnętrznie instynktowna.
    I chyba dobrze, że w takich przypadkach można skorzystać (w obronie własnej) z słów powszechnie uważanych za nieprzyzwoite...aby wyrzucić z siebie to wszystko, co zaburzyło nienaruszalność osobistą.

    Zmienię na chwilę temat bo powaga sytuacji zaczyna mnie nieco przerastać:)... i kierując myśli swoje i Wasze (jeżeli zechcecie) w stronę bardziej uśmiechniętą, załączę poniżej pewien link...o tematyce , która w klaczowym świecie powinna się treściowo zmieścić :)... I chociaż bez happy endu...to być może czasem ...warto czasem się uśmiechnąć...mimo wszystko ???...
    Pestusia...głowa do góry:):):)

    http://www.youtube.com/watch?v=GLlPWyxz5WY&feature=results_main&playnext=1&list=PLFE2B9277C533E328

    Pozdrawiam Wszystkich...
    Do zobaczenia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. trzeba było jej po węgirsku odpowiedzieć klasykiem: szpierdalaj

    OdpowiedzUsuń