poniedziałek, 14 maja 2012

szczawiowa flavored soup cz. II ;)

przy emocjach, jakie towarzyszyły szczawiowej ze szpinaku, czuję się w obowiązku dopisać epilog tej garnkowej, mrożącej krew w żyłach historii… otóż, Drogi Nieczytelniku, uwarzyła ja dziś szczawiową poprawną politycznie. i co? i pycha… [czy coś koło tego]. Perfekcyjna Pani Domu byłaby ze mnie dumna bez wątpienia. jest szczaw, jest szczawiowa, proste jak tabliczka mnożenia do 10, nic polotu… i wiesz co, Nieczytelniku Kulinarnie Offowy? gotowanie szczawiowej ze szczawiu to żadna sztuka. wyszła kwaśna i życie kuchenne znów stało się nudne...
i dość na dziś. dziś głowa taka jakby w niedzielnym garnku ostała… dobranoc ;)

5 komentarzy:

  1. Miałem dzisiaj okazję jedyną , chociaż ryzykowną poniekąd ze względu na składnikowy dobór...na skosztowanie kulinarnego dziwoląga o charakterze zupy :) Zupa owa (całkowicie nietutejsza)to coś na kształt (a raczej wydawałoby się -na smak) naszej pomidorowej...tyle,że na czosnku:) Ale nie, że tak na ząbku tylko...na całkiem sporej główce:)
    Danie rodem z Kaukazu....heheh i co tu więcej pisać..ale nie tam dane mi było jej zaznać:)
    Tak tutaj...lokalnie bardziej podjąłem się próby...bo bardziej ufam tubylczym lekarzom (na wszelki wypadek branych pod uwagę) niż jakimś tam dalekowschodnim konowałom (że przypomnę tylko, iż niejaki Konowałow lekarzem przecież był). Zupa nijak w normalny sposób zjadliwa...:) ostra jak siekiera..kwaśna jak ...maxiszczawiowa :)
    To co ją czyniło jednak daniem do pokonania, to dodatek śmietany gęstej kremowej...w ilości co najmniej czterech łyżek na jeden talerz...
    W sumie na początku nie bardzo wiedziałem co jem, i jak się do tego zabrać..ale "oryginalny kaukaski kucharz" dał mi pewne wskazówki...
    Otóż zaproponował, żebym sobie do tego wkroił pół surowej cebuli co uczyni ją bardziej łagodną:)...Cebula pływająca na kożuchu ze śmietany wydawała mi się zbyt jednak masakrującym pomysłem...więc dorzuciłem nieco pietruszki - ot tak jak się do rosołu wrzuca...
    I co?
    No tyle powiem, że żyję ... jakoś do Was piszę...i obeszło się bez wizyty u gastrologa...a nawet muszę dodać, że gardło niosące aktualnie pewne symptomy anginowe mi nieco "ozdrowiało" :)
    Byłem pewien , że nazwa tej zupy pozostanie dla mnie tajemnicą...(pytałem wprawdzie kuchcika jakie jest dania tego "imię" i odpowiedział mi tak poprawnie po kaukasku...ale niepamięć mam do takich regionalizmów)... I jakie było moje zdziwienie...(chociaż w sumie w Internecie przecież wszystko odszukać można), gdy po chwili poszukiwań znalazłem owego dziwoląga....
    Nazywa się tak samo ...jak smakuje :)....
    "Kaukaski Szok"...
    I do tego (jak się właśnie dowiedziałem po fakcie...brrrrr z baraniego mięsa:)
    Smacznego, gdyby ktoś się odważył:)...
    A ja ...idę po sok:)
    Rekin_Tygrysi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no jak maxiszczawiowa, to na pewno nie ze szpinaku... ;)
      a ta Rekinia historia z kolei przypomina mi, jak spragniony zieleniny świeżej a chrupiącej Siostrul Mój, co ją po greckich wyspach wakacyjnie nosiło, w jednej z nadmorskich knajpek Green Salad sobie przynieść kazała... i już oczy wyobraźni Jej pożerały kruchą mnogość sałat okraszonych sowicie oliwą z oliwek i udekorowaną obfitością fety... jakież było zdziwienie, kiedy podano jej misę rozpacianych [acz zielonych - przyznaję] glonów... to nasz ulubiony film z wakacji, tzn. żeńskiej części publiczności. w rankingu części męskiej wygrywa malutka siostrzenica rozkosznie bawiąca się nad brzegiem morza... [zapewne egzotyczna turystka topless w tle, na którą to okrutny wiatr co rusz zwiewał oko kamery, nie ma tu najmniejszego znaczenia... ;)]

      Usuń
  2. Szczaw ponoć psuje zęby, lepszy szpinak. Taki z makaronem jeszcze...
    tym razem już po 1/3 ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. eee, jeśli chodzi o makaron ze szpinakiem, to ja umiem robić tylko zimny... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń