wtorek, 13 grudnia 2011

nemo sapiens, nisi patiens

nienawidzę czekać. nie potrafię. nie lubię, nie rozumiem, nie znam tego stanu, umiejętność czekania nie wykształciła się we mnie za grosz.. na autobus, na list, na przyjście, na wyjście, na dzwonek, na egzamin, na ramiona rozwarte… kiedy czekam, mam w sobie niecierpliwość dziecka i tupiącą złość na tę niebywałą zastygłość czasu „przed”.

i choć podobno to miłość…

Jest czekaniem
na niebieski mrok
na zieloność traw
na pieszczotę rzęs

Czekaniem
na kroki
szelesty
listy
na pukanie do drzwi

Czekaniem
na spełnienie
trwanie
zrozumienie

Czekaniem
na potwierdzenie
na krzyk protestu

Czekaniem
na sen
na świt
na koniec świata

[co chyba zresztą jest najpełniejszą definicją, jaką przyszło mi czytać, o ile słowa w ogóle umieją dotknąć istoty Takiej Rzeczy…]
to jednak to czekanie Hillarowej tak bardzo różni się od tego, co się dziś w moim świecie ze swędzącym pośladem rozsiadło…
a dziś, Nieczytelniku Cierpliwy, nienawidzę czekać jak nigdy… i jak nigdy nie jestem mądra…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz