piątek, 25 listopada 2011

zima nie zaskoczy... [drogowców?]

i kiedy myślałam już, że dzień całkiem na straty… że nic, absolutnie nic odkrywczego spotkać mnie nie może, wpadam Ci ja, Drogi Nieczytelniku, co już odetchnąć od postów zdążyłeś, wpadam do Krewnych i Znajomych Królika [chyba jednak bardziej krewnych niż znajomych, choć jak nazwać członków rodziny nabytej?] wpadam na moment, na sekundę dosłownie, co jednak dłuższą chwilą się staje, bo święta idą i trzeba ustalić i to, i tamto, i w ogóle „tak dawno u nas nie byłaś, opowiadaj”. siedzę ja zatem, ustalam [skrupulatnie] i opowiadam [pośpiesznie], ale jakby tylko w połowie słuchana, jakby w połowie odbierana, bo z czterech uszu [tak, Bystry Matematyczno- Anatomicznie Nieczytelniku dwie głowy, po jednej parze każda] tylko dwa zdaje się nastrojone na moją częstotliwość wyglądają. drugie odcięte od świata, a przyspawane do skupionej i pracującej w pocie czoła głowy ewidentnie mój świergotliwy przecież głos [i tak, Nieczytelniku Wrażliwy, to sarkazm] głos mój ma w dupie. i słusznie w zasadzie. nie jest to znowu dla mnie taka nowość. „ale na czym się skupia, że tak w dupie ma?” – przechodzi mi przez myśl.
i wzrok mój przykuwa brulion, a może brulionisko nawet. opasłe, grubaśne, a skrzętnie w tej oto chwili przez Krewnego i Znajomego zapisywane. spod długopisu skry czarnoatramentowe lecą, myśl nad skronią się kłębi, więc zaintrygowana, czy aby nowa powieść sensacyjna a bestsellerowa nie powstaje właśnie …
- Cóż tam piszesz?-  pytam nieśmiało [ryzykując olanie rzecz jasna]
- Aaa, bo człowiek się zastanawia, jaka pogoda była rok temu i nie pamięta. To ja tu wszystko zanotowane mam. Jak mnie ktoś zapyta za rok, to przekładam stronę [w tym wypadku chyba kilkadziesiąt…] i proszę… Ale dopiero od pierwszego listopada spisuję…

ech… to boskie, że ludzie jednak nie przestają mnie zadziwiać. a jakże nowego znaczenia nabierają słowa obchodzić kogoś tyle, co zeszłoroczny śnieg…;)

1 komentarz: