poniedziałek, 27 lutego 2012

a kysz... a kysz... a kysz...

uwielbiam sny… z reguły uwielbiam. nawet kiedy śni się coś do bani, to zawsze zostaje świadomość nierealności zdarzeń po przebudzeniu… a kiedy ma się szczęście i śni się lot… albo dawno niewidziana twarz, którą tak bardzo chce się zobaczyć… ech…
ale ostatnio… ostatnio mary nocne ponosi z lekka w całym ich nielekkim obłąkaniu i serwują mi obrazy nieprzytomnie nieludzkie. już czort to Jego wesele i to, że Ona wyglądała najpiękniej, a na mnie z politowaniem spoglądali wszyscy Jego przyjaciele… może to przez moją stylową, atłasową, czerwoną kieckę w białe grochy, szytą na uroczo śnieżnej halce? a może to przez białe napuchnięte rękawiczki? [i tak, wyglądałam, jakbym zerwała się z Disney’owskiego planu pełnometrażówki o Myszce Minnie… i tylko dzięki losowi nie przyszło mi sprawdzić, czy mam na głowie wielkie, czarne, plastykowe uszy... takiej świadomości chyba już bym na jawie nie dźwignęła] czort z weselem, marne wrażenie zatarła godna Bonda ucieczka z owego miejsca Porażki Wszelakiej bolido-bobslejem, co tuż za zakrętem przeistoczył się w drewniany, bezpedałowy rowerek, na którym jazdę znacznie utrudniały moje urokliwie białe [bo spasowane do rękawiczek] szpilki… tamtej nocy było więc całkiem inspirująco – trochę strasznie, trochę śmieszniej nawet…  a widok komody, tej co zawsze po otwarciu oczu, niczym azymut uspokoił myśli i pozwolił zaśmiać się z własnego pomylenia…
ale dziś rano, wydostając się otwieraną powieką z jakiejś przedziwnej stypy… stypy w moim domu, na której krok w krok chodził za mną cieniem Jego cynizm i słowa ironiczne, przywołujące jakieś zupełnie niełatwe do zniesienia obrazy, pierwszy raz po koszmarze na widok Tej komody nie poczułam ulgi… dzień mi się rozsypał po kątach niczym abecadło Tuwima i jak widzisz… Nieczytelniku Znużony, skleja się całkiem do teraz snujowato i powoli…
dlatego, jeśli zaklinanie klaczowe ma moc wiedźmową, to proszę Cię, nie śnij mi się już…
dobranoc dziś zmarnowane…

PS a i zapomniałabym, doczekaliśmy się, tzn. Klacz Cafe się doczekała… napisano o nas… a że całkiem zgoła niepochlebnie… otóż i tak cytuję:

Do końca pierwszego zdania miałem nikłą nadzieję na jakiś pastisz krakowskiej "Café Szafé" Dębskiego... niestety. Poezyja wódczana, kokainowa, czy czym się rzeczona pestka nadziewa.

Może jednak zostaniemy przy Konarskim, jako jedynym używającym formy "nieczytelnik", bo wspomnianą klacz zostawiam na pastwisku, bez najmniejszego żalu.

Zbesztali… i słusznie. że Konarskiego cytuję wszak, w całej swojej ignorancji oświeceniowej, pojęcia nie miałam… a i klacz, jaka jest, każdy widzi… a tam… strona zacna, ludzie oczytani, na wskroś publicystyczni [nie kpię, chylę czoła] i kulturalni… ba, jak widać, nawet kiedy besztają, to i z klasą. pestce więc pozdrowić Ich tylko pozostaje w całej swojej niemałej, nadziewanej, acz plebejskiej serdeczności… :)

4 komentarze:

  1. Ojjj ale Ci sie stalo zostac Celebrytka i to nie jakas tam zwyczajna ale przez duze C ;) w koncu w mysl zasady nie wazne jak ale byle by mowili ;) Czy ja jednak moja ulubiona uprawiajaca Konarscyzm polonistko moge prosic o autograf bo wiesz pozniej moze i majatek jakis na Allegro na nim zrobie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. kokainowa poezyja dobre dobre ;) jakby trudno było pojąc ze niektórzy tak mają na trzeźwo ;)
    jak wyjdzie WuCeT po Wódce to jeszcze nas docenią ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy można zapomnieć o tak krystalicznej prawdzie, że komunikacja interpersonalna -zarówno ta słowna jak i piśmiennicza , ba - duchowa nawet (o niej jednak cyt… bo ducha czasem człowiek traci czytając tzw. opinie Człekoukształtowanych Krytyków Wszelakości), że posługując się owym -naszym przecież kwiecistym językiem polskim, mającym jednak pewien słownikowo i konwenansowo określony zasób słów stanowiący basis tej komunikacji, …czasami zdarzy się nieświadomie kogoś zacytować?

    I nie umiejszam … bynajmniej …. oraz nie ograniczam możliwości pięknego lingwirozwoju , bo jak widać zawsze jest pewna przestrzeń na narodziny nowego słowa, które ewoluując w całych tych skatalogowanych kategoriach użyteczności „dośćpublicznej” pozostaje między nami dłużej , wpisując się w „wymowną” codzienność a i czasem w kanony haseł słownikowych, ..bądź niknie nierzadko niezauważalnie nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.
    To lingwistyczne basis , dzięki któremu potrafimy ze sobą rozmawiać (choć hmmmm.. nie zawsze przecież chcemy i czasem to trudne bardzo) nie powinno jednak –nawet w krytyce – służyć do okaleczania radości, którą czerpie ktoś inny z pisania i który całym swoim sercem oraz sumą zdolności zdecydował się (choć to równie trudne jak dialog) dzielić się z innymi swoją szerokorozumianą, uwidocznioną w słowie pisanym ekspresją.

    Krytyków , którzy swoim naszpikowanym perfidią, i „zdeszczupodrynnowym” sposobem oceniania chcą utopić taką radość - tą która nie domaga się przecież nagród i triumfów, która nie jest przedmiotem rywalizacji rankingowych, …nie dąży za wszelką cenę do podium kaligrafowanego złotymi literami THE BEST OF… należy- wysłuchawszy ich- zapytać czy są krytyczni czasem wobec siebie? I czy w ten sam właśnie sposób szczerze krytyczni?

    Cóż bowiem takiego uczyniła Pestka?
    Otóż … zacytowała… nie podając źródeł…
    Skandal , prawda?
    „Przyłapana” została Pestka i skarcona …, poczęstowana jadem skorpiona.
    I to do tego stopnia, że pozostawienia to wymagało na pastwisku??? A że poezyja wódczana? …
    No właśnie –„trzeba” to było dodać koniecznie ..bo przecież…nie ma to jak trzeźwe spojrzenie…
    A za „udaną” krytykę to hmmm… drink lub lampka wina się autorowi należy?
    … A jeśli szanowny Krytyk jest abstynentem całkowitym, to powiem (nawet gdyby był to cytat bez podania źródeł), że Krytyka Jadopodobna jest formą uzależnienia, którą ja akurat nie mam zamiaru się zarazić…

    Pisz Pestusia…Pisz jak najwięcej – pisanie jest najlepszym na Jadowitych Krytyków antidotum .

    Rekin_Tygrysi

    OdpowiedzUsuń
  4. ależ... ja nie mam nic do krytyki, ba, uważam wręcz uwagi z tej Poważnej Życia Strony za całkiem urocze, to mi snu z oczu nie spędza, a nawet niejako cieszy, że aż taką odmienność charakterologiczną Ziemia nasza zmęczona nosi :)
    ale ta Pestusia... ta Pestusia, Rekinie, to mnie zupełnie rozczuliła. za Pestusię, to ja niejeden kielich jestem w stanie wychylić :)

    OdpowiedzUsuń