a dziś… a dziś odnalazła mnie historia, co jakoś nieszumnie zawisła mi na duszy i kołysze się w niej ciągle jak na huśtawce nadwodnej… historia trochę smutna, trochę o miłości, historia trochę niedokończona… a może dokończona właśnie… nie wiem, bo przyznam się szczerze, Urokliwy Nieczytelniku, że zakończenie jej zniknęło w połowie zdania bez śladu, razem z jej bohaterem… ale od początku, zawsze przecież łatwiej opowiadać od początku… historia ta przypałętała się z mojego domu rodzinnego, czy raczej spod domu, bo na ławce pod oknami Rodzicieli Moich się zaczyna…
wstaje bowiem Tato Mój do łazienki koło 1 ostatniej nocy i wracając, wygląda starym zwyczajem przez okno, sprawdzając, czy aby jego dorobek życia- seicento bordowe [ale metalic] stoi pod oknami, czy może jednak ktoś po tych 10 latach połaszczył się na owe arcydzieło sztuki motoryzacyjnej. seicento na miejscu odnotowawszy, na ławkę pobliską Tato spogląda, a tam… a tam Mężczyzna. siedzi sobie, znudzony wydawałoby się z lekka, raczej młody, za to mocno w kitku [Czeperuch, jak zwykła Babcia Moja nazywać mężczyzn długowłosych]. i nic by w tym całym obrazku nie było dziwnego, gdyby nie ogromna walizka u nóg Młodzieńca spoczywająca, łasząca do stóp chciałoby się rzec, za noclegiem smutno acz już raczej beznadziejnie wyglądając… podrapał się Tato Mój w głowę, ziewnął przeciągle, pomyślał ech ta młodość i poszedł spać…
o 3 w nocy do łazienki wstała Moja Mama. wracając do łóżka, starym zwyczajem przez okno wyjrzała, czy aby staruszek jej ulubiony stoi jak stać powinien i co widzi? Młodzieniec jakiś, na walizce ręce skrzyżowawszy, aby głowie sny piękne mościły i dobytku strzegły, drzemie sobie spokojnie… poprawiła Mama Moja firanki, pomyślała no dobrze, że noc ciepła i że nie pada… i poszła spać…
a o 5.30 Tato Mój w blokach startowych gotów, aby po gazetę ulubioną do pobliskiego kiosku się udać, złapany zostaje przez Czeperucha owego, napadnięty prawie, zmolestowany zdjęciem, co z komórki pośwituje… Młodzieniec, co całkiem rześko jak na śpiącego na walizkach wyglądał, ślicznym dziewczęciem Tacie przed oczami machnął z pytaniem, czy Tato Mój nie widział przypadkiem. Tato Mój nie widział niestety, sam żałował zresztą… myślał może, żeby spojrzeć raz jeszcze, ale kiedy wracał z gazetą pod pachą, zauważył, że Młodzieńca Czeperucha szlag jasny zdaje się trafił, bo śladu po nim ani po jego walizce nie było… nie szlag jednak, jak się potem okazało, a Sprzątaczki Zacne owo zjawisko nadprzyrodzone z podwórka przeddomowego sprzątnęły. widząc bowiem desperata biegającego od lokatora do lokatora, zlitować się raczyły i do swojej kanciapy piwnicznej zaciągnęły. tam herbatę zaparzyły, kanapki swoje pracownicze oddały, wysłuchały w skupieniu i pomogły rzecz jasna… pomogły na tyle, na ile pomóc mogły, bo okazało się, że obdzwonienie wszystkich trójmiejskich szpitali na nic się zdało… a po cóż szpitali?
otóż historia Młodzieńca Czeperucha całkiem prosta i w swej prostocie urocza się okazała… poznali się na necisku, było bosko, cudnie i w ogóle jak jeszcze nigdy z nikim… Ona, ze zdjęć Piękna, z mowy Piękniejsza jeszcze, serce młode ujęła, więc właściciel jego walizę [co Mu ostatniej nocy za sypialnię czyniła] spakowawszy, w pociąg relacji Wrocław [sic!] – Gdynia się wpakował i fru… czy też ciuch ciuch po szczęście nadmorskie ruszył… tam zatelefonował, że oto jest, oto pędzi, oto całuje gorąco i będzie za moment, więc żeby Piękna Piękniejsza wodę na herbatę wstawiała albo w zasadzie może być i bez herbaty… na to zdanie dźwięk ucinanej rozmowy usłyszeć tylko zdołał i w prostej konsekwencji marny, przerywający wszystko, sygnał telekomunikacji polskiej w słuchawce… zdruzgotany, że coś się Pięknej Piękniejszej stało, że może serce nagłego rozlewu uczuć nie uniosło, bo żadnego więcej telefonu od Niego już nie odebrała, pod wskazany kiedyś kiedyś adres popędził, gdzie okazało się, że numer ulicy nie prezentuje się domkiem jednorodzinnym jakby spisany wskazywał, a mrowiskowcem, co lekko 80cioma mieszkaniami oddycha… usiadł więc Młodzieniec Czeperuch na ławce i tak został się do rana… a świtem bladym poszukiwania rozpoczął, bo przecież Piękna Piękniejsza dogorywała gdzieś na pewno, w dłoni swej telefon komórkowy ściskając…
tak, Droga Nieczytelniczko, tak jak Ty, też w zawał nagły nie wierzę, też bliższy mi obraz matki tuzina dzieci albo wysyłanych zdjęć koleżanki, albo kochanków na pęczki netowych… i wspominając wszystkie testosteronowe znikania bez słowa, wszystkie zasłyszane gdzieś teksty pod tytułem powiedz jej, żeby już na mój telefon nie czekała, albo od teraz będzie nieco inaczej [było, bo przepadł], albo [jedno z moich ulubionych] jutro [po prawie roku wspólnego mieszkania] wyprowadzam się na drugi koniec Polski, oddajemy psa do schroniska czy chcesz go zatrzymać? albo… ech wspominając takie rzeczy, chciałoby się rzec: i dobrze Ci tak Dziadu, jednak sprawiedliwość jest na tym świecie! ale tyle w tym Młodzieńcu Czeperuchu romantyczności, tyle nadziei przegranych, donkichowatości takiej ujmującej, że ta huśtawka duszna, co mi się przy okazji tej opowieści rozbujała, trzymać mi kciuki za Jego powroty i klejone serce nakazuje… no i uczyć się od Niego takiej bezwarunkowej gonitwy za uroczyskami marzeń, bez względu na wszystko [i tak, to jest do Ciebie ;)]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz