a dziś… jeju a dziś przyszła do naszej szkoły para. para absolwentów. chcieli się pochwalić, jak to dostali się do technikum i jak to świetnie radzą sobie w zawodówce. ale przede wszystkim, przede wszystkim jednak, chcieli pochwalić się, jak to bardzo się odnaleźli. On – wielki jak góra lodowa, rudy, piegowaty z mocno posuniętym płaskostopiem… Ona – no umówmy się, że Ona nie miała, z kim iść na bal walentynkowy w żaden z trzech spędzonych w szkole lutych. nie dostawała też walentynek, a jeśli, to jedną – równie mocno naddartą, co nakrapianą ortografami, bo Jego [tak, wróćmy do Niego] znajomość alfabetu kończyła się w okolicach „ha”… „ce-ha” nawet… chciałoby się rzec „brzydka ona, brzydki on…” i co z tego, kiedy dalej leci „a taka ładna miłość”… hmm… i faktycznie… przyszli dziś tacy piękni, piękni sobą, piękni zapatrzeniem, On – trzymając Ją za rękę kurczowo, jakby pomagał mu ten uścisk trzymać poziom, Ona, jakby w tej swojej zaciśniętej, lewej dłoni trzymała cały wielki przecież świat…
„to nie była łatwa miłość – powiedziała mi ich była wychowawczyni – On kiedyś w dowód miłości uderzył ją ławką, Ona w pełnym odwzajemnieniu z całej siły kopnęła Go w jaja…ech ta dzisiejsza młodzież…”
a jednak Jego oczy złagodniały, ton Jej głosu wyspokojnił się…
hmm a kiedyś indziej jeszcze, Przyjaciel Aksamitnie Szalony po kilku dniach spędzonych z pewną Uroczą Azjatką, korzystając z jakiegoś błędu nielotnego informatyka na stronie przewoźnika lotniczego, kupił bilet za złotych 1 i bez zastanowienia, upchawszy skarpety w rękawki, żeby bagaż ważył mniej, popędził w pogoni za bezpowrotną unią polsko-chińską do Portugalii, a potem, zadłużając się po kolejne już uszy, do rodzinnego Azjatki Uroczej Honga Konga… dziś Tych Dwoje, od kiedy Przyjaciel Aksamitnie Szalony przysiągł po chińsku, Urocza Azjatka zaś po polsku, są małżeństwem… trochę polskim, trochę chińskim, a na pewno kosmicznie wpatrzonym w siebie…
a żeby tego było mało, pewien Niezwykły Dziewięćdziesięciolatek wczoraj w sklepie oznajmił, że poszukuje szpitala z oddziałem odwykowym od słodyczy, ale nie może nigdzie znaleźć. a szkoda, bo się powstrzymać od ciastek nie umie, za to potrafi 5 pączków wciągnąć nosem przy popołudniowej herbacie, ale… „poproszę tylko tę jedną drożdżówkę, bo żona się martwi”. hmm… nie wiem, czy istnieje Mężczyzna, dla którego umiałabym zrezygnować z czekolady…
i mimo, że przecież alfabet znam cały, napisałam w swoim życiu kilka ortograficznie poprawnych listów miłosnych [choć pewnie niektóre leżą w szufladzie z tytułem „łatwa”, alfabetycznie pomiędzy Gdańsk a Giżycko… jeju…], a i poniekąd z czytania o miłości dyplom mam, to myślę sobie, że buty mi czyścić wierze w jedność światów i tych Absolwentów, i Azjatyckich Pokręceńców, i Staruszeczków Troskliwych… chylę Im czoła…
choć z drugiej strony, idąc tropem cygańskiej piosenki:
Brzydka ona, brzydki on
Mała stacja, kiepski bar
A oni przytuleni, jakoś niezwykle tak
Jakby się miał utlenić nagle świat…
Mała stacja, kiepski bar
A oni przytuleni, jakoś niezwykle tak
Jakby się miał utlenić nagle świat…
dodam, że coś tam wiem, jak to jest, kiedy zamiast pociągu odjeżdża z peronu świat… niby uciekająca, urwana taśma filmu… obrazy migają świetlistą od słońca [a może śniegu] bielą, a kino w jednym serca mgnieniu pustoszeje zupełnie…
Miłości Złociście Październikowej, zapewne Zmęczony Już Ckliwością Nieczytelniku, Miłości dziś… dobranoc
PS hmm tak jeszcze przyszło mi do głowy... pomiędzy porywami szaleństw, lotami Gdańsk - Hong Kong... może To właśnie o wracanie w bliskość pleców znajomych... znajomych ciepłem, zapachem, skóry wgłębieniem chodzi?
PS hmm tak jeszcze przyszło mi do głowy... pomiędzy porywami szaleństw, lotami Gdańsk - Hong Kong... może To właśnie o wracanie w bliskość pleców znajomych... znajomych ciepłem, zapachem, skóry wgłębieniem chodzi?
ładnie napisane koleżanko aż się łezka wzruszenia w oku zaplątała za tą miłością co odjechała pociągiem w dal żeby już nie wrócić
OdpowiedzUsuń"chcieli się pochwalić, jak to dostali się do technikum i jak to świetnie radzą sobie w zawodówce" - zdanie to w stan zadumy nas wprowadza. "Dostali się do technikum", no ale jednak "radzą sobie w zawodówce". Kurde, jeszcze się okaże, że ostatecznie do matury podejdą w liceum.
OdpowiedzUsuń"chcieli", bo było Ich dwoje, jak na pewno Panowie Znudzeni zauważyli. wystarczy zatem podzielić ich na pół [pewnie ku niechęci samych bohaterów] a okaże się,że kiedy jedno cieszyło się technikum, drugie mogło toż samo czynić z zawodówką...
OdpowiedzUsuńdlaczego zatem nie "Ona chwaliła się tym, On chwalił się tamtym"? bo liczba mnoga podkreśla współodczuwanie, jakąś wspólność przeżyć i myśli, które to z kolei Dwóm czy też Trzem Panom Znudzonym obce być przecież nie mogą...
tak, kiedyś o tych sprawach widzieliśmy jakiś film.
OdpowiedzUsuńAle jak przy tak skonstruowanym zdaniu czytelnik ma stwierdzić, które z nich w zawodówce edukację kontynuuje?
hmm... bystry? może po tym, który z dwojga bohaterów alfabetu nie zna...? [jeśli ta informacja w ogóle coś do tej historii wnosi]
OdpowiedzUsuńHesusie drogi ja wiem ze polonista czy humanista ze mnie zaden a jedynie twardoglowy naukowiec ale Panowe znudzeni absolutnie na logice sie nie znajacy i doszukujacy sie braku zrozumienia w jakze zrozumialym i nie wymagajacym wyzszego wyksztalcenia zdaniu i jak wnosi sama znakomita autorka tekstow ze informacja ta nie wnosi wiele do samego tekstu historii...Dobrze ze sa google i wiki bo niektorzy by sie zupelnie pogubili
OdpowiedzUsuń