a kiedy dziś rano brałam nieprzyzwoicie nieekologicznie dłuuuuugi prysznic, przyszło mi na myśl, że niby to taka kobieca knajpa, a że tyle o penisach i innych męskościach było, a o kobiecości zupełnie wcale nic i zero…
i przypomniała mi się pewna noc sabatowa… kiedy już formuła stania [czy też prób stania] na chwiejnych winem, wiśniówką, czy tam wódką rękach się wyczerpała, a moje absolutnie kompromitujące nieudolności zostały skwitowane jednym „ale za to, Ty masz fajniejsze cycki”, na co ja znów zaśmiałam się gromko… padło wyzwanie i… i jęłyśmy sobie udowadniać wiedźmowo, która co tam ma brzydszego. ku przerażeniu Wiedźmy Trzeciej, co wstrząśnięta, w popłochu jęła słać smsy gdziekolwiek, szukając pomocy i możliwości odwrócenia wzroku, dokonałyśmy komisyjnych oględzin rozmaitych, stwierdzając oczywistą przesadę osądów tej drugiej…
największe jednak tajemnice, kompleksy i co tam jeszcze pozostały, co pewnie oczywiste i zrozumiałe, pod szczelnie zapiętym paskiem spodni… hmm… ciekawe. znam przypadek mądrej, bystrej kobiety, która mając od miliona lat już dowód osobisty w kieszeni, uparcie wierzyła, że jej wagina [cóż za słaby wyraz] i układ moczowy są jednym otworem zespolone… [nie dokonywała żadnych obserwacji? eksploracji? nie wiem] znam też mnóstwo kobiet, które mają problem z seksem oralnym, bo siła kompleksów wszelakich tak niezrozumiałych dla mężczyzn, utknęła na dobre między ich udami…
sama byłam w szoku, kiedy doczytałam, że brytyjski rzeźbiarz James McCartney poświęcił 5 lat na wykonanie 400 odlewów tego, co u kobiet [przeważnie] najintymniej ukryte przed okiem świata. „jakie kobiety się na to decydują?” – pomyślałam sobie w pierwszej chwili, a potem obejrzałam jakiś dokument o tym, jak Rewolucjonista Ten Anatomiczny pracował nad tym kosmicznym projektem, jak wielu osobom taki odlew wydawałoby się ginekologiczny, życie seksualne i nie tylko pewnie, posklejał.
zapytałam kiedyś Pewnego Mężczyznę, czy kobiety różnią się zapachami swoich kobiecości. powiedział mi wtedy [pewnie Przybosiem inspirowany], że to jak z zapachami róż. niby wszystkie pachną podobnie, a jednak każda niesie sobą tak totalną niepowtarzalność… o to, co podległe zmysłom wzroku, nie śmiałam pytać… a tu… a tu proszę…
zadziwiające? szokujące? zmysłowe? odrażające? kontrowersyjne? piękne? mnie zachwyca. zachwyca odwagą, przełamywaniem tabu, jakimś zmuszeniem do zatrzymania się… a przecież To, co tak zmysłowo wilgnie pod siłą spragnionego dotyku, ciągle jest tabu. choćby w sferze języka… sama zastanawiałam się, jakich tu dziś używać słów, jakich określeń.
wagina? koszmar. kobiecość? lepiej, ale jakże wieloznacznie. cipka? no, zależy w czyich ustach [tak, dwuznaczność zamierzona ;)] ale przeważnie jednak trąci zawołaniem kury… o określeniach wulgarnych nie chce mi się nawet myśleć… skończyło się więc na bardziej lub mniej trafnych peryfrazach…
a może, Drogie Nieczytelniczki i niech tam, Nieczytelnicy Kreatywni, jak w radiowej Trójce… [pamiętam, jak redaktorzy poczynili plebiscyt na najlepsze polskobrzmiące określenie słowa email. nie, żebym śmiała się porównywać do trójkowych redaktorów, a niepoczytność Klaczy do posłuchu Trójki, ale że podobno to naśladownictwo jest najszczerszą formą pochlebstwa, zaryzykuję…] może gdzieś tam tkwi w Was pokusa odczynienia zaklętego -żeby nie powiedzieć w tej mierze - przeklętego cieleśnie języka polskiego…?
zostawiam pod rozwagę... i siłę wyrażeń i odkrywanie siebie…
dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz